Od dziś znów jestem bezrobotną studentką ;)
Uwolniłam się od kłopotów z klimatyzacją, ale już czuję, że będzie mi strasznie brakowało atmosfery i ludzi z firmy, z którymi w końcu spędziłam większość wakacji.
Tym razem bierzemy na warsztat ostatnią z trzech maści przeciwgrzybiczych, która cenowo plasuje się pomiędzy tanim Clotrimazolum 1%, krem (ok. 4zł) a bogatą składowo maścią Steper (ok. 20zł). Za opakowanie maści Terbilum zapłaciłam 12,70zł - zamówienie z apteki DOZ. Za jej droższy odpowiednik, maść Lamisilatt zapłacimy ok. 30zł.
Tyle jeśli chodzi o ceny. Co otrzymujemy za całe te 12 złotych i 70 groszy?
źródło: www.doz.pl |
(Widzę, że zrobiłam maści Terbilum małą reklamę, a może to ona zrobiła reklamę mnie? Wpisałam w google grafika hasło "terbilum" i mogę się pooglądać ;))
Tubka maści opakowana jest w kartonowe pudełeczko, z ulotką (co ciekawe, przy maści Steper ulotki nie dostałam). W tubce znajdziemy 15g białej, bezzapachowej, łatwo się rozsmarowującej maści. Substancją aktywną jest chlorowodorek terbinefryny, związek grzybobójczy. Nic więcej, olejków eterycznych również brak, stąd i brak zapachu :)
Według ulotki najdłuższa kuracja powinna trwać dwa tygodnie (dotyczy łupieżu pstrego) i podczas tego okresu, obszary pokryte zmianami chorobowymi powinny być smarowane raz dziennie. Tak też postępowałam. Nakładałam maść opuszkami palców, dokładnie wcierając. Maść przynosiła ze sobą wrażenie chłodu, ale nie jestem pewna, czy moje wieczne zimne palce nie miały w tym większego udziału :)
Maść działa. Dzięki niej wytrzymałam w pracy dwa tygodnie po ponad 9 godzin dziennie. Dodatkowo też pomogła mi przy pewnym nieprzyjemnym i intymny problemie po wizycie w pracowej toalecie. Myślałam, że dopadło mnie zapalenie pęcherza, a tu jednak maść przeciwgrzybicza okazała się skuteczniejsza... Niespodzianka.
Po dwóch tygodniach co prawda nie oczekiwałam cudu i wspaniałego oczyszczenia skóry głowy, ale po sesji z olejem kokosowym i kwasem salicylowym stan czystości utrzymał się na długo, bez swędzenia :)
No i na koniec jeszcze przyrost :)
Ciężko coś wnioskować po dwóch tygodniach, ale podoba mi się mój dzisiejszy warkoczyk ;)
Chyba sobie zakupię niedługo. Będę częściej musiała suszyć włosy suszarką i juz mnie zaczyna swędzieć i strupki :(
OdpowiedzUsuńMasz mega grube włosy!! Jaki jest twój obwód kucyka? ;)
OdpowiedzUsuńDołączam się do pytania :) Niesamowicie gęste! :D
UsuńJeśli dobrze mierzę, to warkocz miał w obwodzie jakieś 12cm, a kucyk ok. 10 :)
UsuńMasz piękny, gruby warkocz:) wiem, że Twoje schorzenie nieźle daje Ci w kość, ale włosy chyba dzielnie to znoszą :D chwała im za to!
OdpowiedzUsuńale gruuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuube!
OdpowiedzUsuńŚliczne włoski, milego i lekkiego roku akademickiego :)
OdpowiedzUsuńTeż chcę taki waaarkocz! *_*
OdpowiedzUsuńJaki gruby warkocz! Piękny :)
OdpowiedzUsuńpiękny, gruby warkocz :D Zazdroszczę tylu włosków :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę grubości, moje całe włosy to jak jedno Twoje pasmo :( Ale wydaje mi się że jest "do góry nogami" pleciony:)
OdpowiedzUsuńTak miało być :)
UsuńZwyczajny warkocz jest zbyt mainstreamowy ;)
Jak Ty zaplotłaś tego warkocza?:D
OdpowiedzUsuńNo jak to jak? Odwrotnie ;)
Usuń(Tak jak się zaplata warkocz [dobierany] holenderski)
Ale Ty masz grubaśne te włosy! Kurczę, ja teraz znowu jestem pracująco-studiującą i wcale mi się to nie podoba (pomimo tego, że na zajęcia to tak średnio chodzę :P). No ale już ostatni rok :)
OdpowiedzUsuńJa bym nie dała rady, bo jeszcze dojeżdżam przynajmniej godzinę na uczelnię, do pracy tak samo, bo w tym samym mieście.
UsuńFaktycznie grubaśne masz kłaczki ;)) chyba i ja kupię tą maść
OdpowiedzUsuńWarkocz cudny ! A olej kokosowy kocham po prostu do wzystkiego :) Ja nawet na nim smażę :) tylko używam nierafinowanego :) Dużo dużo mniej kaloryczny, a nawet w ogóle.
OdpowiedzUsuńObserwuję i zachęcam do tego samego :)