Rany, jak dawno mnie tutaj nie było!
W tym tygodniu cały czas zasuwam na drugą zmianę, nie mam w zasadzie czasu i sił na napisanie choćby krótkiej notki, ale wciąż jestem i walczę ze swoją skórą głowy i wypadaniem włosów.
Póki co, opracowała już swój system i wciąż go ulepszam.
A wygląda on tak:
Przede wszystkim - mycie i odgrzybianie.
Klimatyzacja to zło. Zło w najczystszej postaci. Pełno grzybków wszelkich rodzajów, fuj. I oczywiście muszą się przyczepić do mnie. A ja się już ich nie boję, o nie! :)
Myję włosy co dwa dni. Rano po myciu smaruję się Clotrimazolum 1% krem, który chroni moją skórę głowy przed nowymi kolonistami. Złuszczam też nadmiar naskórka za pomocą tonika z kwasem salicylowym i aloesem. Planuję ukręcić jeszcze jakieś złuszczające mazidło na bazie tych typowo aptecznych preparatów, choć ten trzyskładnikowy tonik całkiem sprawnie sobie radzi.
Co do samego mycia - mój szampon leczniczy Zdrój postanowił pokazać mi dno i zakończyć naszą współpracę. Pomaszerowałam więc do apteki i... zaszalałam. Kupiłam inny szampon, który nie był ani dziegciowym, ani siarkowym. Użyłam go jak dotąd dwukrotnie i szykuję się już do zamieszczenia tutaj jego recenzji - naprawdę fajny szampon mi się trafił :)
Ważna rzecz - ciepełko.
Kiedy słoneczko jest w górze, teoretycznie nie powinnam mieć powodów do narzekań. Twarz chronię kremem z filtrem, a promienie UV przecież mają działanie drożdżakobójcze...
To też, ale jest jeszcze jeden aspekt, o którym pomyślałam dopiero, gdy odkryłam wielką skorupę w miejscu, gdzie wcześniej trzymał się koczek-ślimaczek. Wniosek jest prosty: kiedy grzeje, nie upinamy włosów tak, by coś dociskało się do skóry głowy. Więc żegnajcie wymyślne dobierańce, żegnajcie koczki, wraca do łask klasyczny warkocz. Dlaczego? Ano dlatego, że skóra głowy zwyczajnie się poci. A jak się poci, to mamy łój. A jak mamy łój, to drożdżaki ucztują. A tego nie chcemy...
Jeszcze coś - suplementy.
Wciąż co wieczór łykam sobie Zincas, przepisany przez dermatologa. I liczę na to, że w końcu zobaczę efekty. Być może sobie to wmawiam, być może tak jest w rzeczywistości, ale włosiska związane w warkocz są mniej skłonne do wypadania.
Efekty?
Udaje mi się coraz dłużej zachować czystą skórę głowy, bez swędzenia i łusek. Z drapaniem jak zwykle mam problem, ale radzę sobie jak mogę. Czekam do wypłaty (niemal odliczam dni do tego wspaniałego dnia) i robię zamówienie na półprodukty. Oj, będzie się działo :)
A tymczasem - do napisania! :)
Ja jeszcze nie miałam z tym problemu :)
OdpowiedzUsuńAle gratuluję postępów :)
cieszę się, że walka przynosi efekty :)
OdpowiedzUsuńteż w pracy czasem trzyma mnie tylko myśl o wypłacie... ;)
OdpowiedzUsuńklima to zło, ale świetnie sobie radzisz! :)
Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńCiągle mnie zaskakuje, że skóra potrafi robić tak różne niespodzianki... Absolutnie drugi biegun!
Będę musiała u Ciebie więcej poszperać - jak obciążę włosy to mi z miejsca grzybki szaleją, jest "zapaszek"
Fajnie , że Ci się udało :) Moją zmorą jest wypadanie ;/
OdpowiedzUsuńdobrze, że jest lepiej:))
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia co zrobilabym bez koczka- ślimaczka, mam go prawie codziennie :)
Myślisz, że stosowanie profilaktycznie Clotrimazolum może zaszkodzić?
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad moją skórą głowy. Siarczany robią kuku, sól robi kuku, gorące powietrze robi kuku - czyli przesuszenie.
Ale z drugiej strony swędzenie i łuszczenie nasila się, kiedy skóra głowy wyprodukuje więcej sebum. I myślę, co z tym fantem zrobić. Myję balsamem BD, który jako tako nie podrażnia. Jak się pojawi podrażnienie to w skalp idzie olej lub żel lniany z aloesem. Od czasu do czasu mechanicznie złuszczam skórę cukrem.
A problem nadal występuje. Swędzi, pojawiają się łuski...
Jakieś rady?
ja na podrażniony skalp nakładam piankę typu panthenol - polecam:)
Usuńmożesz spróbować też wcierać w skórę miód przed myciem - to naturalny antybiotyk, który sprawdza się w walce z łzs. i również ten sposób polecam:)
a sama tak jak nienawidzę siarczanów do mycia ciała, tak w oczyszczaniu skóry głowy je kocham. bez head&shoulders mój łeb to jakaś padaka:D
Jeśli Twoja skóra nie przyzwyczaja się do niektórych składników, to myślę, że raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie możesz posmarować skórę głowy klotrimazolem. Profilaktyka ważna rzecz :)
UsuńPanthenol wypróbuję :)
Dziękuję Wam za wsparcie :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło czyta mi się Wasze komentarze :)
PS. Dostałam wypłatę :P
Sklepy z półproduktami - nadchodzę!
Tylko najpierw się wyśpię...
Super, że trafiłam tu.... Sporo przydatnych informacji dot. tego z czym teraz walczę... Na pewno będę obserwować!
OdpowiedzUsuńPiszesz o suplemencie przepisanym przez lekarza... a może powinnaś zaaplikować sobie dodatkowo kuracje sufrin-em? siarka reguluje prace gruczołów łojowych, działa bakteriobójczo i przeciwzapalnie.Moja mamcia zażywała te drażetki i była zadowolona, włosy przestały się przetłuszczać, swędzenie głowy ustąpiło. Pozdrawiam i będę tu zaglądać ;-)
OdpowiedzUsuńJak na razie chcę skończyć opakowanie suplementu z cynkiem. Mieszania jakoś nie lubię ;)
Usuń