Krajobraz za oknem dawno już przestał przypominać ten letni. Ostatnio nawet pojawił się śnieg. Wyciągamy z szaf ciepłe kurtki, szaliki, czapki, rękawiczki i telepiemy się z zimna, marząc o tym by jak najszybciej wejść do ciepłego pomieszczenia. Zdecydowanie lato już nie wróci.
A ponieważ zmieniają się warunki za oknem, warto pomyśleć o zmianie sposobu pielęgnacji włosia i skóry głowy. No i wymyśliłam :)
Po pierwsze: złuszczanie.
Wraca do łask oliwka Salicylol. Mam teraz więcej czasu, więc te dwie godziny w tygodniu mogę wygospodarować. Zamiast Salicylolu planuję też używać oleju kokosowego z dodatkiem kwasu salicylowego bądź mocznika. Obecnie moja skóra głowy chyba sama nie wie, czego chce, więc postanowiłam dać jej wybór: olej kokosowy czy olej rycynowy. Ewentualnie jeszcze oliwka Babydream. No i nie zapominam o swoim toniku 3w1 :)
Po drugie: mycie.
Swój obecny pogląd i strategię mycia włosów i skóry głowy przedstawiłam już we wcześniejszym poście, więc dodam tylko, że nie zamierzam myć włosów częściej niż to będzie potrzebne. W sytuacjach awaryjnych będę posiłkować się wodą micelarną, ukręconą przeze mnie, która jednak równie dobrze sprawdza się do pielęgnacji twarzy.
Po trzecie: odżywki i maski.
Włosiska i skóra głowy będą teraz bardziej narażone na przesuszenie, ot, uroki centralnego ogrzewania. Skoro nie da się tego uniknąć, trzeba temu przeciwdziałać. Częściej będę stosować maski i maski w roli odżywek d/s, planuję też je wzbogacać najczęściej proteinami: hydrolizowaną keratyną i jedwabiem. Do łask wróci też odżywka b/s Joanny z mlecznymi proteinami i miodem, być może też będzie wzbogacana. Planuję też ukręcić (a najpierw zużyć do końca) żel aloesowy, którym będę sobie nawilżać skórę głowy. Dobrze "nakarmione" włosy mniej się elektryzują!
Po czwarte: zabezpieczanie końcówek.
W podlinkowanej wcześniej notce pisałam już o olejowym serum, które zrobiłam sobie sama. Jak dla mnie sprawdza się bardzo dobrze, poszukuję jeszcze jakiegoś oleju, który będzie ładnie pachniał po dodaniu ledwie kilku jego kropel do mojej mieszaniny ;)
O końcówki zadbam też w inny sposób: częściej będę nosić włosy upięte w taki sposób, by nie ocierały się o kołnierze, kaptury, zamki czy inne elementy stroju. Odnowiłam przyjaźń ze spinkami :)
I ostatnia, ale nie najmniej ważna rzecz: ograniczę noszenie czapki. Nie żebym jakoś przepadała za czapkami, zakładam czapkę kiedy jest naprawdę zimno. Jednak dobrze wiem, że czapki powodują nagrzewanie się skóry głowy, a to z kolei wywołuje wzmożony rozwój drożdżaków. A tego nie lubię. Są niby czapki "oddychające" z wełny, i to właśnie taka czapka uświadomiła mi, że mogę się drapać jeszcze bardziej... Zamiast czapki wybieram kaptur i nauszniki :)
Po piąte: systematyczność.
I to jest chyba najtrudniejsze... Założyłam sobie włosowy kajecik, gdzie zapisuję m.in. kiedy myłam włosy, czym, jaką użyłam potem odżywkę, czym zabezpieczyłam końcówki. Mam tam zaledwie kilka wpisów, ale mam nadzieję, że uda mi się skutecznie go zapełnić. Może dzięki jeszcze lepiej poznam swoją skórę głowy i włosie, a wtedy będę mogła jeszcze bardziej o nie dbać :)
I to by było na tyle :)
Tymczasem wyjeżdżam i w domu planuję być dopiero w niedzielę. Udanego długiego weekendu! :)