Tęskniliście? ;)
Trochę mnie tutaj nie było, zdążyłam zatęsknić...
To teraz się wyżyję literacko, tworząc post w większości o niczym, okraszony fotkami ;)
W ciągu ostatniego miesiąca trochę sobie poeksperymentowałam, najpierw skutecznie złuszczyłam nadmiar łuski, a potem odgrzybiłam ją za pomocą maski z miodem, jogurtem i białą glinką. Zapewniło mi to spokój na skórze, więc przez pozostałą część miesiąca moja pielęgnacja włosowo-skórna opierała się jedynie na szamponie Green Pharmacy z dziegciem (recenzja już niedługo, wciąż nie potrafię ocenić, czy on jednak mi służy, czy też nie) i odlewce maski BingoSpa z masłem shea. Najczęściej końcówki zabezpieczałam mieszanką olejów i protein. Rozdwojonych nie zaobserwowałam, więc oceniam moją mieszankę na skuteczną. Nie powoduje również elektryzowania włosów, jak to było w przypadku silikonowego jedwabiu z L'biotici.
Próbowałam też wcierać w skórę głowy wodę brzozową z Barwy. Niestety, chyba robiłam to zbyt często, bo skóra głowy szybko się przesuszyła, a co za tym idzie łatwiej się przetłuszczała. Musiałam odstawić. Zastanawiam się nad machnięciem sobie jakiejś wcierki na porost włosów i poprawę kondycji skóry głowy.
Niestety, złożyła mnie też choroba i to tak, że przez dwa dni jedynym ciepłym posiłkiem jaki zjadałam była herbata. Gorzka. Mocna jak diabli. I spałam 17 godzin. I akurat wtedy miałam umyć włosy. Jak łatwo się domyślić, konsekwencją "przetrzymania" włosów była większa ilość tych, które eksmitowały z mojej głowy, a pozostałe w ramach protestu z niedożywienia zmatowiały, domagając się większej porcji odżywki, która... Oczywiście dokładnie wtedy się skończyła.
Więc tak prezentują się teraz buntownicy, których próbuję ujarzmić.
Tak wyglądają na drugi dzień po myciu, poodginane od gumki, szalika i nie wiadomo od czego jeszcze. I chyba nałożyłam zbyt dużo olejków na końcówki...
No i jak zwykle wyglądam jakbym miała garb :P
A teraz czary-mary, magia ekranu i włosie prezentuje się...
Tadam! ;)
Mam nadzieję, że podobnie jak ja spędziłyście kilka przyjemnych, spokojnych dni w otoczeniu dobrych ludzi. Miło rozpoczynać Nowy Rok w takim towarzystwie :)
fajnie że wróciłaś, i mam nadzieję, że po chorobie już ani śladu! :)
OdpowiedzUsuńBędę żyć :)
UsuńEj, ale podrosły Tobie włoski!
OdpowiedzUsuńŚliczne są ! :)
OdpowiedzUsuńKurczę, ale szybko rosną Ci włosy :-)!
OdpowiedzUsuńAle długie:) i piękny kolor!
OdpowiedzUsuńZdrowa!
OdpowiedzUsuńTwoje włosy rosną jak szalone! :D
No tak się już zastanawiałam, gdzie wyemigrowałaś. Widzę, że wojna totalna którą wypowiedziałaś skórze głowy przynosi efekty:) Fantastycznie:)Trzymam kciuki, żeby taki stan utrzymywał Ci się jak najdłużej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuńwow, jakie równe i gęste! zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńTak dalej
OdpowiedzUsuńmój facet ma wielki problem, bo nie może znaleźć zamiennika Polytaru(czy ktoś wie, dlaczego go w ogóle wycofali?), wypróbował już ten z dziegciem, ale nie spełnił oczekiwań
OdpowiedzUsuńJa też wciąż szukam, ten jest dla mnie albo za mocny, albo zbyt słaby...
Usuńno dobrze że jesteś:D
OdpowiedzUsuńale czy woda brzozowa nie uczula Ci skalpu? w sensie że alkohol i takie tam?
Raczej nie uczula, ale alkohol w końcu przesuszył mi skórę głowy...
UsuńI tak masz śliczne włosy, chciałabym, żeby moje tak wyglądały. No i rzeczywiście są dłuższe! Właśnie zastanawiam się, czy wcierać wodę brzozową solo, czy nowe babyhair nie są warte przesuszenia skalpu. Chyba ją dzisiaj znowu z czymś wymieszam i przeleję do butelki z psikaczem, może dzięki wygodnemu opakowaniu będę wcierki częściej używać :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChyba zużyję resztkę wody brzozowej do przygotowania jakiejś porządniejszej wcierki włosowej :)