niedziela, 7 kwietnia 2013

Łojotokowa Głowa a Natura i Chemia

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem spotkałam się z zarzutem, że mój blog i moja pielęgnacja nie jest "naturalna". Bo zamiast czerpać garściami z zasobów Matki Natury, zdradliwie korzystam też z aptecznych specyfików. A dlaczego tak? Bo tak ;)

Szał na naturalność
Coraz wyraźniej widać BIO-kosmetyki, EKO-kosmetyki, telewizyjne reklamy zalewają nas potokiem BIO-olejków czy EKO-wyciągów-z-EKO-roślin, powrót do natury pełną gębą. Szkoda tylko, że pod etykietką EKO i BIO skrywają się składniki, które w prawdziwie naturalnych kosmetykach nie mają prawa bytu, ot choćby parafina czy parabeny. Reklamują się też kosmetyki nie zawierające GMO, co jest dla mnie zagwozdką, bo nie wiem, jakie GMO (określenie dotyczy organizmów, np. roślin, bakterii, drożdży a nie olejów czy wyciągów) można upchnąć w kremie, szamponie czy odżywce.
Ogólnie - naturalność jest w cenie, a tych konsumentów nieuświadomionych, nieczytających składów możemy robić w balona. Ot, selekcja naturalna ;)
Jeśli się już przedrzemy przez szereg wytycznych, jakie musi spełniać kosmetyk by być TRU EKO i w końcu coś wrzucimy do koszyka, możemy się zdziwić. To, że coś jest BIO i EKO nie oznacza, że nie będzie nas uczulać...

Naprawdę bardzo bym chciała, by olej uleczył moje ŁZS. No dobra, może nie uleczył, niech je wyhamuje do tego stopnia, by nie pojawiała się łuska i zniknęło swędzenie.
Ale, ale... Drożdżaki żywią się łojem. W łoju też mamy kwasy tłuszczowe, niektóre są bardzo podobne do tych w olejach roślinnych. Na szczęście udało mi się zagadkę rozwikłać i już teraz wiem, że owszem oleje stosować mogę, ale tylko z kwasami tłuszczowymi omega-3 i omega-6. Nie wiedzą tego producenci, nikt jeszcze nie wpadł na pomysł z napisem "Nie zawiera kwasów tłuszczowych omega-9", a szkoda ;)
Na szczęście Wujaszek Google pomoże, choć nie zawsze znajdziemy informacje na temat interesującego nas oleju w języku polskim. Jeśli Wujaszek połączy nazwę interesującego nas oleju z "oleic acid", to bardzo prawdopodobne jest, że trzeba go sobie będzie odpuścić.
Jednak w moim przypadku sam olej to za mało...Potrzeba szamponów, złuszczaczy, czegoś co odstraszy drożdżaki...

Chemia to ZUO
Kupowanie aptecznych specyfików to nieomal gwałt dokonany na Matce Naturze. Tam przecież można dostać szampony z SLS i SLeSami, jakieś udziwnione i na pewno nie EKO. A BIO już tym bardziej nie. A już na pewno każdego do apteki wchodzącego oblewają parafiną albo smarują wazeliną, tak.
Jedyne słuszne składniki, jakie możemy zakupić w aptece (choć pewnie i tak pod osłoną nocy albo za pośrednictwem kogoś zaufanego) to gliceryna, ziółka, żel albo sok aloesowy, kremy z filtrem albo z kwasami, suplementy diety albo kapsułki z keratyną, lecytyną czy innymi takimi. Ach, i maści z witaminami.

A odżywki z silikonami w drogeriach? Serum silikonowe do zabezpieczania końcówek? Ale przecież skład nie jest naturalny, nie jest ani EKO, ani BIO, bo silikony...
Rozumiem nagonkę na parafinę, bo sama jej nie cierpię. Ale zarzucanie serum silikonowemu, że ma silikony i przez to nie jest naturalne to już mi się w głowie niezbyt mieści :)

Kwas salicylowy jest naturalny, pochodzi z tkanek roślinnych. Czort, że wytwarza się w nich na skutek poddawania rośliny stresom, jak np. chłód, susza, atak szkodników. Dla mnie jest skuteczny, ale kogoś innego może uczulać.
To samo z mocznikiem, ktoś kiedyś słyszał o cyklu ornitynowym? ;)
Sama natura.

Inaczej rzecz ma się ze składnikami grzybobójczymi, jak np. klotrimazol. To wciąż jest związek organiczny, ale niewystępujący naturalnie w przyrodzie, otrzymywany poprzez alkilowanie imidazolu (1) związkiem zwanym po angielsku o-chlorotrityl chloride (2) w obecności acetonu, z trietanoloaminą jako baza reakcji.
źródło: wikipedia.en
Klotrimazol, występujący jako składnik maści Clotrimazolum 1%, dla mnie był skuteczniejszy niż stosowane dotychczas oleje. I dużo łatwiej było go zmyć ;)
Choć oleje zbierają plusa za to, jak wpływają na kondycję włosów; klotrimazol dostał już dawno plusa za uspokojenie skóry w każdym momencie, łatwą aplikację, wspomaganie złuszczania i przyspieszenie porostu włosów.

Syntetyczny nie oznacza gorszy
Różne składniki występujące naturalnie w roślinach mogą wywoływać alergie. Ale niektóre z tych składników można przekształcać w taki sposób, ażeby nie powodowały reakcji układu odpornościowego, np. białka można zmodyfikować wycinając z nich fragment odpowiadający za łączenie się z receptorem układu immunologicznego. Jeśli nie połączy się z receptorem, nie wywoła reakcji, co oznacza, że będzie bezpieczniejsze.

Słowa klucze: umiar i skuteczność
Nie podjęłabym się próby określenia, co w mojej pielęgnacji przeważa, natura czy chemia. Dla mnie najważniejsze jest, że jest skuteczna. A to, czym myję głowę wynika z analizy składu kosmetyku pod kątem jego skuteczności i braku składników alergizujących i podrażniających moją i tak podrażnioną skórę. Znam produkty, które na dłuższą metę są dla mnie zbyt delikatne, a znam i takie, które wysuszają i podrażniają.
Nie unikam produktów naturalnych, ale też nie gardzę czymś, co za naturalne uznane nie będzie, ale może być skuteczne. Nie skupiam się tylko na jednej "szkole" pielęgnacji, staram się wypracować taką, która będzie skuteczna, prosta, niezbyt czasochłonna i w miarę tania ;)

A jak Wy podchodzicie do tematu natura vs. chemia w pielęgnacji skóry z ŁZS? :)
PS. Celowo przejaskrawiam niektóre zjawiska; nie bójcie się aptek, w rzeczywistości nie jest tam aż tak strasznie ;)

7 komentarzy:

  1. Też często odnoszę wrażenie, że osoby które zaczynają świadomą pielęgnację, bardzo często popadając w skrajności, a sukces leży gdzieś po środku. I tak jak napisałaś: najważniejsze jest jak reaguje nasza skóra, bo może się okazać, że z niektórych produktów nie bio, full of chemia nie będziemy po prostu w stanie zrezygnować, dla własnego dobra. No i jeszcze to co napisałaś na początku: zarzuty. Ja się często spotykam z tym, że ludzie komentują nie wiedząc co komentują. Wchodzą na czyjś blog i piszą chyba dla samego faktu napisania czegoś, bo im jedno zdanie się nie spodobało. U mnie najczęściej pada: co Ty chcesz od swoich włosów? No jakby ktoś się wysilił minimalnie zanim to napisał, to by wiedział czego od nich chcę!
    Mnie jak zwykle oczywiście ujęła Twoja wiedza. P.S. gdzie mogę tam wszędzie wklejam link na Twojego bloga, bo okazuje się, że jest masa dziewczyn z ŁZS, a lekarze inteligentnie im na to Loxon przepisują! Horror.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za reklamę i komplement ;)
      Początek, wchodzenie w jakiś temat zawsze jest najtrudniejsze, bo łatwo popaść w skrajność, przyjąć czyjś radykalny pogląd a nie o to chodzi. Tyle że do ukształtowania swojego poglądu potrzeba wiedzy i chyba trochę odwagi, żeby móc go wyrażać i nie przejmować się krytyką. A w tłumie, w którym przeważa wspomniany już szał na naturalność (wszędzie jest BIO, moje studia są BIO, ale im akurat wybaczam :P), ciężko powiedzieć "A ja używam syntetyków, myję się chemią i dobrze mi z tym" :)

      Usuń
  2. kwas salicylowy, o którym wspomniałaś w poście, to inaczej kwas 2-hydroksybenzoesowy, a estry kwasu 4-hydroksybenzoesowego to właśnie parabeny - to tak w ramach ciekawostki.

    i jeszcze kolejna ciekawostka to taka, że parabeny występują naturalnie chociażby w kokosach i wielu innych warzywach i owocach. także wmawianie producentów, że ich produkt jest 'paraben free' nie zawsze jest prawdziwe, bo jeśli do jego produkcji używali roślin zawierających parabeny, to możliwe, że w finalnym produkcie będą się one znajdować.

    co do samej treści posta jeszcze słów kilka;) jestem bardzo podatna na wszelkiego rodzaju eko-manipulację, bo w końcu wychowałam się na oglądaniu przygód kapitana planety i przeglądaniu albumów wwf... więc kiedy tylko naczytałam się, ile rzekomego syfu znajduje się w kosmetykach, to czym prędzej rozdałam prawie wszystko co tylko miałam w domu. jednak długie męczarnie ze stanem mojej skóry + poświęcenie wielu godzin na czytanie, na dochodzenie prawdy poskutkowało powrotem do 'tej okropnej chemii'. rzecz jasna nie neguję, że u kogoś eko-pielęgnacja zdaje egzamin, ale u mnie się niestety nie sprawdziła.

    pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś kojarzyłam, że salicyl jest hydroksybenzoesowy, ale nie powiązałam tego z parabenami, dzięki za ciekawostkę :)

      Czasem skóra nie rozumie, że ma być EKO i woli syntetyki ;)

      Usuń
  3. Ja STARAM się stosować pielęgnację eko i bio, ale najważniejsze jest dla mnie zdrowie i poczucie komfortu. Tak więc dopuszczam "chemię", bo bez niej nie zawalczę z moim ŁZS (wielcy sprzymierzeńcy to Clotrimazonum i np. Selsum Blue), oraz bez "chemii" ciężko o skuteczną profilaktykę anty-anging, a ja już jestem w takim wieku że muszę o tym myśleć. No i pokażcie mi skuteczny preparat TRUE EKO (jakże spodobało mi się to określenie ;) z wysokimi filtrami. Aktualnie stosuję krem z lekkimi retinoidami (też "chemia"), które są fotouczulające. Więc muszę stosować krem o faktorze 50. No nijak nie znajdę takiego EKO...choć byłoby miło.
    Z pielęgnacji BLISKO NATURY stosuję: olejowanie skalpu i włosów, hydrolaty do pielęgnacji twarzy (zamiast toników), płukanki ziołowe do włosów, olejki eteryczne w różnym zastosowaniu, miód, płatki owsiane do maseczek na twarz, glinki w tym samym celu.
    Swoją drogą jak się do tego wszystkiego ma trend kręcenia kosmetyków samodzielnie z półproduktów? Czy to bliżej "chemii" czy "natury"? w jakiej kategorii znajduje się np kwas hialuronowy? Dla mnie to "chemia", ale pożyteczna i pożądana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja unikam tylko szamponów ze skąłdem HDMI;p no i uważam na linalool czy jak to tam się zwie;) a eko mnie nie kręci i jakoś mam włosy mimo ŁZS xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, żeby wiedzieć czego unikamy ;]

      Usuń