sobota, 22 grudnia 2012

Eksperyment: Miód na skórę głowy i włosy

Witajcie :)

Ostatnio eksperymentowałam ze złuszczaniem łuski, eksperyment uznałam za udany, ponieważ na głowie łuska już nie gości. Pojawiło się jednak coś innego, również związanego z ŁZS. Kto zgadł, że chodzi mi o zapaszek, ręka w górę! Świetnie ;)

Zapaszek świadczy o obecności i wzmożonej działalności drożdżaków na powierzchni skóry. Od tego do łuski bardzo blisko. Postanowiłam wytoczyć przeciwko grzybom ciężka artylerię i sięgnęłam po... jogurt ;)
Pozwolę sobie przypomnieć wpis o zbawiennym działaniu jogurtu naturalnego na skórę głowy. Tym razem jednak poza jogurtem dodałam jeszcze dwa składniki i dopiero taką mieszankę nałożyłam na skórę głowy.

Moja mieszanka wyglądała tak:
3 łyżeczki jogurtu naturalnego
1 łyżeczka białej glinki
1 łyżeczka miodu

Biała glinka ma za zadanie zaabsorbować wszystek łój z mojej skóry i dostarczyć jej odpowiednich składników mineralnych (glin, krzem, cynk...). Jogurt ma dostarczyć żywych, kultur bakterii, które w kulturalny sposób przegonią drożdżaki z mojej skóry głowy i na skórze głowy zapanuje ład i harmonia. Miód (gwóźdź programu) jako naturalny antybiotyk pomoże bakteriom z jogurtu przegonić drożdżaki, a także zaopiekuje się skórą głowy.
Część maski nałożyłam też na długość włosów.
Założyłam czepek, owinęłam głowę ręcznikiem i poczekałam 45 minut.

Wydaje mi się, że miód nieco wyprostował i wygładził moje włosie :)
Są też sypkie, widocznie nawilżone i przyjemne w dotyku.



Ale co najważniejsze, zapaszek się nie pojawił. Może to dziwne, ale jestem szczególnie wyczulona na zapachy dochodzące z mojej skóry głowy. Po ostatnim myciu nieznaczny zapaszek pojawił się już na drugi dzień, ale dzielnie wytrwałam do wieczora, posmarowałam skórę głowy maścią przeciwgrzybiczą (Terbilum) i zbierałam środki do kolejnego uderzenia ;)
Dziś rano dla wzmocnienia efektu posmarowałam skórę głowy maścią Terbilum.
I się udało. Liczę na to, że poza częstszym myciem włosów i skóry głowy już nie będę musiała przypuszczać podobnych ataków na ŁZS...

I na koniec, zupełnie niewłosowo - dwie piosenki, które ciągle za mną chodzą. Genialne :)

 
 
 No i oby nam się! :)

piątek, 21 grudnia 2012

Świąteczny Tag

Zostałam oTAGowana przez isabeel117 z bloga ochisabeelblog, której serdecznie dziękuję za zaproszenie do zabawy. Tych, którzy bloga isabeel nie znają, zapraszam do lektury :)


Zasady:
Po prostu umieść powyższy obrazek w swojej notce oraz napisz, co zrobisz w tym roku, aby te święta były jeszcze bardziej magiczne! Chodzi o to, aby oderwać swoje myślenie o świętach od przystrojonych witryn sklepowych, okazyjnych promocji, czy jarmarków świątecznych i pomyśleć, co możesz dać od siebie, aby magia świąt wypłynęła prosto z serducha, zamiast z telewizora i reklam Coca Coli. :) Nie muszą to być wielkie zamierzenia, może w tym roku upieczesz pierwsze w swoim życiu pierniczki? Może naszpikujesz pomarańcze goździkami, aby ich aromat wypełniał cały dom? A może wraz z bliską osobą w spokoju ubierzesz choinkę i zatrzymasz się na chwilę, aby porozmawiać z nią dłużej i wypić ciepłe kakao? Pełna dowolność dozwolona! :)
Kiedy już podzielisz się swoimi pomysłami, otaguj kolejnych pięć osób :)

Długo się zastanawiałam, jak odpowiedzieć na ten TAG, aż w końcu postanowiłam opowiedzieć Wam o moich wymarzonych Świętach.

Święta kojarzą mi się z rodzinną atmosferą, gwarem rozmów, zachwytami dzieci, z rozpalonym kominkiem (tak, kiedyś będę miała kominek), żywą, pachnącą żywicą choinką i zapachem pierników, ciast i pomarańczy z goździkami...

Marzę o tym, by kiedyś w moim wymarzonym pokoju przy wymarzonym kominku stała zielona, pachnąca choinka, którą będziemy wspólnie (albo całą rodziną, albo tylko z moim Kochaniem) przystrajać światełkami, bombkami i łańcuchami. I pod tą choinką znajdą się jakieś drobne upominki bądź ogromne pudła.

Uwielbiam świąteczne ozdoby, światełka, aniołki, kolorowe bombki... Tego również w Święta u mnie nie zabraknie. No i obowiązkowo pomarańcze udekorowane goździkami, sernik na zimno z galaretką (która mnie zwykle wsiąka w ciasto :P), orzechy, orzechy, orzechy, suszone morele, orzechy, makowiec i świąteczne piosenki, kolędy, kutia i jajka w skorupkach faszerowane jajkiem ;)

W tym roku spróbuję też zrobić babeczki piernikowe (instant, niestety) i markizy (te akurat z przepisu, nie instant). Będziemy z mamą gnić przed telewizorem, zażerając się na zmianę ciastem i słodyczami, od czasu do czasu jakiś "ciepły posiłek" wpadnie, a jak już nam się znudzi gnicie, weźmiemy psa na dłuższy spacer.

I tyle :)

Ponieważ - jak podejrzewam - większość z Was będzie się zajmowało przygotowaniami do Świąt, nie TAGuję nikogo z nicka, za to zapraszam wszystkie te osoby, które notkę przeczytają, do zabawy :)

Ach, a w tym roku Mikołaj odwiedził mnie wcześniej!
Dziękuję bardzo Paulinie, mojemu Mikołajowi za mydełko Alepp z glinką Beloun prosto z Syrii :)



Pozdrawiam Was wszystkich świątecznie!
Smacznych wypieków :)

środa, 19 grudnia 2012

Eksperyment: Intensywne złuszczanie

W weekend postanowiłam poeksperymentować ze swoją skórą głowy. Pomimo mycia miałam wrażenie, że jest niedoczyszczona i ciągle towarzyszyła mi łuska. Z opowiadaniem o wynikach eksperymentu wolałam się wstrzymać do kolejnego mycia, stąd więc notka pojawia się dopiero teraz :)

Jak przebiegał eksperyment?
W czwartek stworzyłam mazidło, które nazwałam zdzierakiem. Inspiracją do jego powstania były Cerkogel i Squamax, preparaty złuszczające na skórę głowy z mocznikiem.
Skład mojego zdzieraka:
30% mocznika
5% gliceryny roślinnej
5% niacynamidu
10 kropli kwasu mlekowego
60% woda.
Przygotowałam sobie 30ml takiego mazidła (było płynne, następnym razem dodam jeszcze gumy ksantanowej żeby otrzymać żel; myślę, że pokombinuje też z proporcjami). Wystarczyło dokładnie na trzy dni stosowania :)

W czwartek też umyłam włosy szamponem Green Pharmacy z dziegciem, do którego dodałam kilka kropli mojego zdzieraka. Nałożyłam maskę, zabezpieczyłam końcówki i tyle.

W piątek wieczorem rozpoczął się eksperyment właściwy. Zdzierak nałożyłam na skórę głowy i wymasowałam dokładnie.

W sobotę rano szybko wymasowałam skórę głowy opuszkami palców, czując przy okazji, że część łuski opuszcza skórę głowy. Następnie znów nałożyłam zdzierak. Po każdej aplikacji myłam dokładnie ręce, jakoś nie chciałam, żeby złuszczyły mi się też paluchy :P
Włosy nie reagowały specjalnie na to, co działo się ze skórą głowy, poza tym że nieco się zmatowiły i spuszyły (ależ miałam wtedy gruby kucyk!). Bałam się reakcji skóry na glicerynę (wydawało mi się, że wcześniej mnie zapychała), ale na szczęście obyło się bez niepodziewajek :)

Procedura masażu i nakładania zdzieraka była taka sama aż do niedzieli po południu. Wtedy to postanowiłam eksperyment zakończyć, ale zakończenie to miało być "z przytupem" ;)

Jak wyglądał "przytup"?
Zwieńczeniem eksperymentu było niedzielne umycie głowy, również szamponem Green Pharmacy z dziegciem. za pierwszym razem miałam mały problem ze spienieniem szamponu, wydawało mi się też, że skóra jakby trochę piecze. Po zmyciu szamponu sięgnęłam po... cukier.
źródło: http://www.eioba.pl/a/1ulr/cukier
Wystarczyła mi nieco ponad łyżeczka cukru, aby móc wykonać zabieg. Sypałam sobie małą ilość cukru na palce i ostrożnie masowałam skórę głowy. Zdążyłam zapomnieć jakie to dziwne uczucie, coś pomiędzy nieprzyjemnym zdrapywaniem łuski (w tych cięższych przypadkach też czuć takie drobinki pod palcami) a przyjemnym masażem. Szczególnie skupiłam się na skroniach i czubku głowy.
Nie miałam problemu ze spłukaniem cukru z głowy (ale część znalazłam na karku :P). Następnie umyłam włosy kolejny raz, tym razem z dodatkiem kilku kropli zdzieraka. Wymasowałam, odczekałam chwilę i spłukałam. Nie użyłam maski ani odżywki, jedynie zabezpieczyłam końcówki olejkami.
(Potem zakopałam się w książkach i dopiero dziś powróciłam do świata żywych.)

Jaki jest wynik mojego eksperymentu?
Byłam zachwycona już po spłukaniu resztek szamponu z głowy. Dawno nie miałam tak oczyszczonej skóry głowy. Dodatkowo na włosach zauważyłam sporo złuszczonej skóry - w tym wypadku bardzo mi się to podobało :)
Wczoraj umyłam głowę już bez tych wszystkich ceregieli - łuska nie powróciła! :)
Myślę, że raz na miesiąc będę taki zabieg powtarzać, po każdej zmianie szamponu też - wtedy będę mogła lepiej ocenić jego działanie. Wcześniej nie byłam przekonana do GP, teraz chyba dam mu drugą szansę ;)

Zauważyłam tylko, że głowę muszę myć częściej, co drugi dzień, rzadziej co trzeci. Może i to się zmieni po oczyszczeniu skóry :)

A jak Wy bawiłyście się w weekend? :)

środa, 12 grudnia 2012

Jak myję włosy?

Pomyślałam sobie, że nawet bardzo dobre i skuteczne produkty przeciwłupieżowe czy skierowane przeciwko ŁZS, tracą na skuteczności, jeśli są nieprawidłowo używane. Dlatego chciałabym przedstawić Wam mój sposób na mycie włosów i skóry głowy, wypracowany w ciągu kilkuletnich zmagań z ŁZS :)

1. Przed myciem:
Jeśli zależy nam na oczyszczeniu skóry głowy, intensywniejszym od tego, które może nam zafundować szampon, to przed myciem należy nałożyć na skórę głowy preparat złuszczający.
Jak do tej pory stosowałam oliwkę Salicylol, olej kokosowy z dodatkiem kwasu salicylowego, a ostatnio nakładam na skórę głowy jedną z masek BingoSpa z dodatkiem mocznika.
Szampon nie da nam takiego efektu jak maska czy oliwka, ponieważ ma mniejsze stężenie związków keratolitycznych, ma też krótszy kontakt ze skórą głowy. Jeśli jednak mamy małą ilość łuski na skórze głowy albo jest to mycie jedynie profilaktyczne, ten etap możemy z czystym sumieniem pominąć ;)

2. Mycie:
Włosy myję dwukrotnie. Raz, żeby zmyć z włosów i skóry głowy zanieczyszczenia i nadmiar łoju; drugie mycie jest myciem "leczniczym" ;)
Woda, którą najpierw moczę a potem spłukuję włosy nie powinna być ani zbyt ciepła (bo się gruczoły łojowe włączą i będą wydzielać sebum), ani zbyt zimna (bo się gruczoły skurczą i "wyplują" z siebie jeszcze większą ilość łoju).
Każde z myć przebiega według tego samego schematu:
  • zmoczyć włosy
  • nanieść na dłonie porcję szamponu
  • spienić szampon na włosach
  • wetrzeć szampon w skórę głowy
  • wymasować skórę głowy
  • zmyć pianę z włosów i skóry głowy
Myjąc włosy, nachylam się nad wanną. Wielokrotnie próbowałam myć włosy jak w reklamach:
źródło: yaacool-uroda.pl
ale wtedy zwykle wsadzam sobie palec w oko, wyrywam kilka włosów więcej, zalewam oczy szamponem... Ogólnie wychodzi ze mnie niezdara ;)
Włosy myję więc tak:
źródło: schwarzkopf.pl
Do drugiego mycia zużywam mniej szamponu, który jednak bardziej się pieni. Pianę zostawiam na włosach do momentu aż sama zaniknie, bądź czekam ok. 5 minut, w zależności od tego, jak dokładnie chcę oczyścić skórę głowy. Oczywiście masuję ją (skórę, nie pianę) opuszkami palców, pobudzając krążenie i takie tam ;)
Pomiędzy myciami można zafundować sobie też peeling, np. cukrowy. Moja skóra uwielbia takie zabiegi, a ja nie mam problemu z rozsypującym się wszędzie cukrem, mogę też dokładnie wypeelingować skórę głowy.
Oleje zmywam na sucho, to jest nakładam szampon na pokryte olejem włosy i chwilę czekam. Tworzy się wtedy emulsja, którą dużo łatwiej jest spłukać.
Nie mam problemu z dokładnym umyciem skóry głowy i masażem, mimo że mam raczej grube i ciężkie włosy. To chyba kwestia wprawy - najwygodniej jest dostać się do skóry głowy, przyciskając palce do czoła i przesuwając dłonie w górę.
Ostatnie spłukiwanie szamponu z reguły jest dłuższe, szampon musi być spłukany ze skóry dokładnie.

3. Odżywka:
Jak najbardziej! Ale najczęściej tylko na długość włosów. Nakładając odżywkę dalej pochylam się nad wanną, łapię wtedy włosy w kitkę mniej więcej na czubku głowy i tylko tę kitkę pokrywam odżywką. Następnie ją spłukuję bądź nie.
Jeśli spłukuję, to najpierw letnią wodą, a potem traktuję same włosy wodą zimną, zamykając ich łuski.
Następnie włosy wyciskam w ręcznik, odrzucam je do tyłu, wyznaczam przedziałek i pozwalam włosom wyschnąć.

Czasochłonne? Nie, zwykle zdążę między reklamami na Polsacie albo TVNie ;)

czwartek, 6 grudnia 2012

Tu będzie włosowa aktualizacja grudniowa

Postanowiłam dodawać co miesiąc włosowe aktualizacje. Mam ułatwienie w postaci włosowego kajecika, w którym notuję sobie, co dokładnie z włosami i skórą głowy robiłam: jakiej użyłam maski, czym umyłam włosie i co nałożyłam na końcówki. W kajeciku lądują też pomysły na nowe notki, pomysły na nowe smarowidła i różne niewłosowe zapiski również, a co ;)
Dodatkowo będą zdjęcia włosia, coby zaobserwować, czy przyrost nastąpił czy też nie.

No, to do dzieła! :)

Na początek: włosie w grudniu. Zdjęcie było robione jakoś na początku tygodnia.

Zdjęcie robione późnym wieczorem, więc z fleszem. No i jak zwykle w przypadku takich zdjęć, wysunęłam łeb do przodu, więc wyglądam jakbym miała garba :P

Przez pierwszą połowę miesiąca myłam włosy na zmianę szamponem Wardi Shan z glinką Beloun i Seboradinem z piroctone olaminą. Do tego zwykle jako odżywka d/s na włosach lądowała jedna z trzech masek BingoSpa, albo Timotei dla brunetek z henną, po której włosy niesamowicie błyszczały, zmieszana z którąś z masek, bo inaczej wywoływała elektryzowanie się włosów.

Potem w Drogeriach Natura była promocja na szampony z Green Pharmacy. Skusiłam się na wersję z dziegciem i od tamtej pory myję włosy tylko nim. Wciąż wyrabiam sobie o nim opinię, ale mogę już teraz stwierdzić, że pachnie jak trampek i jest słabszy od Polytaru.
Maski jak wyżej :)

Przez tydzień starałam się również wcierać w skórę głowy wodę brzozową. Potem nastąpił kataklizm, którego skutki do tej pory są na skórze głowy odczuwalne, więc wcierkę odstawiłam. Ale już do niej wracam, bo całkiem nieźle działa na swędzenie skóry. Przy okazji jest to sposób na zlokalizowanie podrażnień i ranek.

Włosy myję co drugi bądź co trzeci dzień, wtedy kiedy tego potrzebują. Opracowałam sobie nawet bardzo zaawansowany system detekcji przetłuszczającej się skóry głowy. Chodzi o to, że wsuwam palec we włosy, przesuwam po skórze głowy i jeśli ów palec będzie tłustawy, kwalifikuję włosie do mycia. Mimo ogromnego skomplikowania metody - polecam :P

W tym miesiącu uznałam, że skóra głowy przywykła do kwasu salicylowego, więc zamiast złuszczać łuskę za pomocą oliwki, używałam maski BingoSpa z 40 aktywnymi składnikami z dodatkiem mocznika. Do tego czepek, ręcznik i godzina z taką konstrukcją na głowie. Po umyciu włosów skóra głowy czuła się już lepiej :)

Końcówki zabezpieczałam na zmianę kremem do rąk z Alterry i domowej roboty serum do końcówek z olejami i proteinami. Oczywiście wstrząsam przed użyciem ;)

I na koniec bonusik: będąc na uczelni zaplotłam sobie dobierańca, holendra. Po jakichś pięciu godzinach rozpuściłam włosy. I oto co wyszło :)


W chwili, gdy dodam tę notkę, po falkach pozostanie jedynie zdjęcie... :)

sobota, 1 grudnia 2012

Moje Babydreamu modyfikacje :)

Podczas sprzątania wpadła mi w ręce karteczka, na której zapisałam sobie sposoby na tuning szamponu Babydream, którego zapach pod koniec buteleczki zaczął mi nieco przeszkadzać. Przeszkadzanie zapachowe polegało mniej więcej na tym, że łapałam się na tym, że nie wiedziałam, czy zapach wydobywający się z mojej głowy to zapach szamponu, czy też może zapaszek...
Oto przed Państwem najczęściej stosowane przeze mnie modyfikacje szamponu Babydream :)

źródło: wizaz.pl
1. Olejek eukaliptusowy.
Dodatek (2-3 krople) olejku znacząco zmieniał zapach szamponu, a na tym mi najbardziej zależało. Dodatkowo olejek jest antyseptykiem, więc redukował ilość drobnoustrojów na skórze głowy. Nie wpływał na świeżość moich włosów, które i bez niego wytrzymują ok. 2 dni bez mycia. Delikatny zapach eukaliptusa był jednak wyczuwalny jeszcze na drugi dzień od mycia.
Można używać innych olejków, o olejkach antyseptykach pisałam już kiedyś na blogu :)

2. Biosiarka.
Żółty proszek, zamówiony przeze mnie na stronie ZSK, również zdecydowanie wpływał na zapach szamponu; ja akurat zapach siarki lubię, więc dla mnie była to modyfikacja przyjemna ;)
Dodatkowo nie należy zapominać, że biosiarka ma właściwości keratolityczne, a więc poprawia złuszczanie się łuski. Na dłoń nasypywałam sobie szczyptę (łyżeczkę 0,15ml) biosiarki, zalewałam odpowiednią ilością szamponu i rozsmarowywałam na dłoniach. Taką żółtawą maź nakładałam na skórę głowy, przy okazji ją masując. Potem oczywiście szampon trza spłukać ;)
Zamiast biosiarki można dodać szczyptę moczniku, kwasu salicylowego bądź kilka kropel kwasu mlekowego. W małych stężeniach te substancje mają działanie nawilżające, kwas salicylowy działa również przeciwświądowo. Kwasy dodatkowo zakwaszają (obniżają pH) szampon, co może się przydać tym, które szampon ten podrażnił z powodu zbyt zasadowego pH, a chcą go zużyć :)

3. D-pantenol.
Nie wiem skąd u mnie ten pomysł, ale do szamponu również dodawałam kilka kropel d-pantenolu. Pantenol miał za zadanie łagodzić podrażnienia skóry głowy, nieco zagęszczał szampon, ale niestety na zapach nie wpływał. Gdyby jednak ktoś chciał się załagodzić i ukoić kapryszącą skórę głowy - polecam :)

Na podrażnienia po ugryzieniach bardzo dobrze się sprawdza dodanie do porcji szamponu niewielkiej ilości  (wielkości nasiona grochu) maści, którą zwykle smarujemy miejsca po ugryzieniu; u mnie był to żelowy Fenistil. Można też do tego celu wypróbować maść o działaniu przeciwgrzybiczym (albo dodać ją do maski i potrzymać kilka chwil na skórze głowy - dzięki, siempre! Działa :) ).

Macie jakieś swoje pomysły na modyfikacje szamponów? Czy to może już dziwactwo jest? ;)