niedziela, 25 listopada 2012

Nowe zastosowanie maści przeciwgrzybiczej Terbilum

Ten blog w założeniu miał mi pomóc gromadzić różniaste pomysły i sposoby na radzenie sobie z moją skórą głowy. No więc gromadzę :)

Od kilku dni swędziała mnie skóra głowy, z każdym dniem coraz bardziej. Myślałam, że jest to reakcja mojej skóry głowy na to, że: a) czuje się "brudna" i domaga mycia, b) coraz częściej się drapię (no bo swędzi, tak?), c) mój organizm jest osłabiony, więc drożdżaki szaleją, a ona się buntuje czy też d) wszystkiego po trochu. Obstawiałam, niezwykle trafnie, opcję" d)". W przypadku mojej skóry głowy, za każdym razem opcja "d)" wygrywa ;)

Postanowiłam więc o skórę zadbać, załagodzić i zafundowałam jej kompres z maski BingoSpa z ponad 40 aktywnymi składnikami, dodatkiem pantenolu i alantoiny. Nałożyłam ją na skórę głowy i włosy, założyłam czepek, ręcznik i zasiadłam, czekając na ustąpienie swędzenia. Minęła godzina, a ja się nie doczekałam.
Umyłam włosy - dalej swędzi.
Włosy wyschły - dalej swędzi...

Aż tu nagle mój wzrok padł na opakowanie maści Terbilum,
źródło: doz.pl

Wsmarowałam w skórę głowy i odetchnęłam z ulgą. Wreszcie nic nie swędzi!
Efekt utrzymuje się przez cały dzień, w nocy miałam kryzys (pluskwy :/ ale już jutro je wytłukę, znalazłam ich kryjówkę ;]) ale po kolejnym posmarowaniu wróciło do normy.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Jak dbam o twarz + Liebster Blog vol.2

Dziś post bardzo rozbudowany, jako że w weekend zabrakło mi weny twórczej i ogólnie nie mogłam się ogarnąć. W sumie chyba dalej nie mogę się ogarnąć, ale jestem na dobrej drodze ;)
Przy okazji doszłam do wniosku, że biedronki wcale nie są aż tak ładniutkie i fajniutkie jak wyglądają. Te azjatyckie potrafią gryźć. I to mocno. Zwracam honor biedronkom, za łóżkiem znalazłam garść pluskiew i to one mnie żarły. Mam nadzieję, że kąpiel w proszku do prania z dodatkiem (sporym) wybielacza wytłucze te pozostałości, których z zimną krwią nie rozgniotłam. (Musiałam przynieść sobie taką "niespodziankę" z pociągu, bo jeszcze się po domu nie rozlazły...) A jak ugryzą alergika, to rzeczony alergik utyka. Już nie lubię biedronek, o. Biedronki są wporzo :P

Na początek kontynuuję temat dbania o siebie. O włosach piszę niemal cały czas, o stopach też już coś wspominałam - pora na twarz. Niegdyś zachwycałam się mydełkiem siarkowym, potem zamówiłam mydło Aleppo i wypróbowałam krem z kwasem migdałowym. Było lepiej, ale naprawdę dobrze zaczyna się robić teraz :)
Mój arsenał w walce z trądzikiem: mydło Aleppo, serum nawilżające i tonik by Lorri.
No to po kolei:
Mydło Aleppo - uwielbiam. Uważam, że nie ma nic lepszego dla mojej skóry niż to mydełko. Mam zamiar wypróbować jeszcze kilka jego odmian. Sprawdza się na twarzy ale też na całym ciele - wysusza niedoskonałości na plecach i - nie wiem, skąd akurat tam wzięły się krostki - na brzuchu i linii pod stanikiem. Zapach mydła obecnie uważam za przyjemny, męczy mnie trochę to, że jest tak wydajne, zużyłam dopiero pół kostki... Mydełko zasusza niepożądane zmiany skórne, zmniejsza też pory. Na początku odrobinę przesuszało skórę, obecnie chyba się przyzwyczaiła. Używam dwa razy dziennie.

Serum intensywnie nawilżające (algi, hialuron, hydromanil, pantenol, NMF) z e-naturalne - uwielbiam to uczucie ukojenia skóry, jakie daje mi kilka kropel tego serum. Skóra rzeczywiście jest nawilżona, miękka, przyjemna w dotyku. Jedyny minus jest taki, że ciut "wali rybą", ale taki urok alg :)
Używam na dzień.

Tonik (aloes, niacynamid, kwas mlekowy i hydrolat - u mnie obecnie z zielonej herbaty) by Lorri - cztery składniki i działanie, jakiego nie powstydziłby się żaden tonik drogeryjny. Z początku skóra była zaczerwieniona i trochę piekła, ale po kilku dniach się przyzwyczaiła (mam chyba pancerną twarz :P). Obyło się bez wyraźnej wylinki, choć skóra się łuszczy, ale przekonałam się o tym dopiero wtedy, kiedy przypadkiem potarłam policzki dłonią w rękawiczce :)
To jest główny winowajca moich pomniejszonych i płytszych porów, a także mniej widocznych zaczerwienień. Używam na noc.

A efekty?
Tak wyglądają "kratery" na policzkach.
A tak nos; w maju zachwycałam się jeszcze efektami mydełka siarkowego :)
I nie, zdjęcie z listopada wcale nie jest niewyraźne, to moje "kratery" nosowe straciły na wyraźności :)
Prawie przestałam spotykać na twarzy niespodzianki, czoło mam już czyste :)
Jak na razie uważam swoją twarzową pielęgnację za doskonałą, raz na tydzień peeling, czasem jakaś maseczka i będzie naprawdę git. A latem chyba wrócę do kwasu migdałowego, żeby nie stracić tych efektów.

I kolejna część notki - część TAGowa. Zostałam oTAGowana przez di, której bardzo dziękuję za nominację, a Was zapraszam na jej bloga :)

Di przygotowała 11 pytań, ale jak zwykle nie spodziewajcie się po mnie błyskotliwych i dowcipnych odpowiedzi ;)
1. Kosmetyczna wpadka. 
Kiedyś wymarzyłam sobie, że pofarbuję włosy. Wypróbowałam chyba trzy różne szamponetki, kolor: granatowa czerń. Jak w końcu kolor chwycił, to szybko spłukał się do koloru fioletowego...

2. Z jakim bohaterem literackim/filmowym/serialowym się utożsamiasz? 
Nie mam chyba takiej postaci.

3. Ulubiona potrawa. 
Lubię smak sushi, a mogę obżerać się frytkami :)

4. Autorytet z lat dzieciństwa. 
Nie miałam :)

5. Sposób na chandrę. 
Długi spacer, ciekawa książka, blogi, dobra muzyka, zabawa z psem, włosowe spa.

6. Ulubiony sposób spędzania wolnego czasu. 
Bardzo podobne do opisanych w punkcie 5.

7. Ulubiona blogerka. 
Nie mam jednej ulubionej. Te, które lubię podczytywać obserwuję ;)

8. Sentyment z dzieciństwa (bajka, zapach, zabawka, itp.) 
Zapach choinki, mandarynek, trzeszczący pod butami śnieg i zamarznięte kałuże.

9. Humanista, artysta czy umysł ścisły? 
2w1 :) Uwielbiam zatracać się w literaturze, filozofii, ale matematyka, fizyka, chemia też nie są mi obce :)

10. Ulubione półprodukty do pielęgnacji z kuchni. 
Miód, jajko, jogurt. I kakao, ale to wewnętrznie ;)

11. Ideał włosowy do którego dążysz? (opis wymarzonych włosów lub włosy konkretnej osoby)
Włosy do pasa, może dłuższe. Proste, bez rozdwajających się końcówek, nawilżone, odżywione, błyszczące. I zdrowa skóra głowy.

Zamieściłam już swoje pytania, ale nie TAGowałam nikogo konkretnego. Tym razem będzie tak samo :)

PS. Znacie jakiś sposób na pozbycie się z mieszkania biedronek? Ktoś poradził mi kadzidło waniliowe, ale że nie znalazłam, zapaliłam podgrzewacz o takim zapachu - ładnie pachnie :) Mam nadzieję, że będzie skuteczne...  

środa, 14 listopada 2012

Znalazłam godne zastępstwo!

Zerkam sobie od czasu do czasu, jakie są słowa kluczowe, dzięki którym trafiacie na mojego bloga i okazuje się, że zielony krem z Biedronki wciąż jest popularny, choć niestety już niedostępny. Udało mi się znaleźć jego następcę. I tak jak za szamponami czy odżywkami do włosów tej firmy nie szaleję, tak w przypadku tej małej czerwonej tubki było zupełnie inaczej :)


Tadaaam! Przedstawiam mój nowy włosowo-dłoniowy hicior: krem do rąk z granatem i aloesem od Alterry. W tej niepozornej, czerwonawej tubce pomieszkuje sobie krem, nie zbyt lepki i nie zbyt lekki, szybko się wchłaniający, niebrudzący, o bardzo orzeźwiającym, choć momentami może nieco chemicznym zapachu. Ciekawe połączenie granatu i aloesu, lubię oba te zapachy, ale nie wpadłabym na to, że razem pachną tak... pobudzająco słodko. Szkoda, że Alterra nie ma innych kosmetyków w takiej "tonacji" zapachowej, kupiłabym nawet ichni szampon :P

Krem stosuję na dwa sposoby - tradycyjnie i nawłosowo. Stosowany tradycyjnie spełnia swoje zadanie, nawilża i zmiękcza skórę dłoni. Wchłania się błyskawicznie i nie pozostawia tłustej warstwy, raczej taką delikatną, aksamitną powłoczkę. Zaraz po nałożeniu kremu można bez problemu coś zanotować czy nawet machnąć szybki szkic. Nic się nie lepi.
Zapach kremu skutecznie maskuje ten nieprzyjemny zapach, jaki nabierają dłonie, jeśli długo mamy założone rękawiczki lateksowe, nawet te pudrowe. Nie ma nic lepszego jak po wyjściu z laboratorium potraktować dłonie takim pachnącym i nawilżającym kremem.

Krem w wersji nawłosowej sprawdza się jako zabezpieczenie końcówek i alternatywa dla olejowania (namaszczenia olejem). Po nałożeniu kremu na dłonie zbieram włosie w kitkę i kilka razy przesuwam po niej dłońmi. Szkoda tylko, że zapach długo się na nich nie utrzymuje.
Moje włosie krem polubiło, ale z racji tego, że w składzie jest masło shea i aloes, nie każdemu typowi włosów może on podpasować.


A cóż mamy w składzie?
Ano mamy takie cuda jak: demineralizowana woda, olej sojowy, roślinna gliceryna, alkohol etylowy (a tak ładnie się paskudnik nazywa), alkohol tłuszczowy, oliwa z oliwek, celuloza, estry kwasów tłuszczowych, olej z ostu, olej z pestek granatu, guma ksantanowa, masło shea, ekstrakt z aloesu, wosk sumaka lakowego (Rhus verniciflua), ekstrakt z granatu, ekstrakt z ginkgo (miłorzębu), olej jojoba, olej słonecznikowy, witamina E, witamina C, mieszanina olejków eterycznych.
Miałam niezły ubaw z tłumaczeniem niemieckich nazw składników, ale że dawno nie miałam kontaktu nawet ze słownikiem języka niemieckiego proszę o skorygowanie mnie :)

75ml kremu kosztuje ok. 8zł, ja kupiłam go na przecenie, kosztował wtedy ok. 6zł.


Przyznam się Wam, że na początku zastanawiałam się nad wyborem któregoś z kremów Isany. Szukałam czegoś właśnie z masłem shea (moja skóra je uwielbia), ładnie pachnącego i co nadawałoby się również do włosów. Ale nawet krem Isany z mocznikiem mnie nie przekonał, nie spodobał mi się jego zapach. No i chwyciłam inną czerwoną tubkę, poszukałam takiej, która nie miałaby zaklejonej tej części ze składem (oj, się ludzie za mną oglądali :P), powąchałam i pognałam do kasy ;)

A wy, miłośniczki zielonego Biedronkowego kremu, znalazłyście mu już następcę? ;)

niedziela, 11 listopada 2012

Tag: Liebster Blog

Wczoraj zostałam oTAGowana przez mastiff z bloga siteczko włosoow, której bardzo dziękuję za wyróżnienie, jak sama napisała "za dobrze wykonaną robotę" :)


"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Mastiff przygotowała zestaw 11 pytań, ale nie spodziewajcie się po mnie błyskotliwych odpowiedzi. Są zbyt trudne i podchwytliwe ;)

1. Zdarza Ci się kupować kosmetyki na zapas (np. bo są w promocji)?
Jeszcze mi się tak nie zdarzyło. Ale jeśli wiem, że coś dobrze na mnie działa, szukam większego opakowania i przeliczam, które opakowanie wychodzi taniej :)

2. Douglas czy Sephora?
Nie bywam w takich przybytkach, obie drogerie w centrum handlowym potrafię odnaleźć po zapachu, jednak właśnie ten ogrom zapachów powoduje, że nie mogę zbyt długo tam przebywać...

3. Jaki masz kształt brwi? Naturalny czy wyregulowany?
Naturalny.

4. Czy są jakieś perfumy których zapach rozpoznasz wszędzie (np. na innej osobie przechodzącej obok)?
Wszędzie rozpoznam zielone C-THRU ;)
A z męskich rozróżniam Old Spice Bahamas, Axe Chocolate i Rexona Invisible Ice. Szczególnie oglądam się za źródłem tych ostatnich ;)

5. Czego najbardziej nie lubisz zimą?
Tego, że szybko robi się ciemno. Wstaję - za oknem ciemno, wracam z uczelni - za oknem ciemno...

6. Lubisz dostawać kosmetyki w prezencie (np. od na urodziny, Święta od rodziny, znajomych)
Lubiłam. Obecnie raczej nie zanosi się na to, żebym dostała taki prezent ;)

7. Czym zmywasz tusz do rzęs i czy Twoje oczy "są" zadowolone z tej metody?
Niestety, nie maluję się.

8. Twoje dietetyczne grzechy?
Chyba cała moja "dieta" jest grzechem :)
Jem mało, rzadko, a między nielicznymi posiłkami sięgam czasem po jakieś słodycze.

9. Aktorka, piosenkarka (inna osoba publiczna) której włosami/fryzurą jesteś zachwycona?
Nie ma konkretnej osoby. Zachwycam się zdrowymi, długimi włosami, ułożonymi w jakąś misterną fryzurę :)

10. Miejsce które bardzo chciałabyś zobaczyć?
Korea Południowa i Japonia.

11. Wolałabyś dostać bon na zakup kosmetyków czy ubrań?
Zapas ubrań już mam. Zapas kosmetyków już raczej też... A może być bon na książki? ;)

Na potrzeby TAGu przygotowałam też swoje 11 pytań:
1. Jak długie masz włosy?
2. Jaki pielęgnacyjny eksperyment wspominasz najlepiej?
3. Co robisz w wolnym czasie, gdy nie poświęcasz go na prowadzenie bloga?
4. Uważasz siebie za optymistkę, realistkę czy pesymistkę?
5. Czy lubisz babskie wyprawy do centrum handlowego?
6. Jaką ciekawą książkę ostatnio przeczytałaś i możesz polecić innym?
7. Jakiej muzyki słuchasz?
8. Co sprawiło, że zostałaś włosomaniaczką?
9. Jaka jest Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu?
10. Jesteś osobą o anielskiej cierpliwości czy raczej nerwusem?
11. I na koniec wymień 5 cech, za które lubisz siebie :)

Jeśli komuś spodobały się moje pytania i uzna je za warte udzielenia odpowiedzi - zapraszam do zabawy :)
PS. A jak Wam się podoba nowy wystrój bloga? ;)
PS. Blogger wariuje, miałam spore problemy z edycją tej notki, teraz powinno być już tylko lepiej :)

sobota, 10 listopada 2012

Rzut oka na stopy ;)

Ależ ten czas leci! :)
Ledwo tydzień się zaczął a już jest sobota.

Dziś przybywam z recenzjami dwóch kremów do stóp, które można sobie ukręcić samemu, w domowym zaciszu, na podstawie przepisów z ZSK.

Krem pierwszy: na podstawie przepisu na mazidło na suchą popękaną skórę.
Latem moja mama skarżyła się na problemy ze stopami. Skóra na zmianę piekła i pękała, szczególnie ta na pietach. Kiedy po kolejnej wycieczce do apteki wróciła z peelingiem enzymatycznym (bodajże z Ziaji) i zaleceniem, żeby się posmarować tym na noc, moja cierpliwość się skończyła. Zajrzałam na stronę ZSK, wyszukałam przepis i wrzuciłam potrzebne składniki do koszyka.
Przepis nieco zmodyfikowałam, tak żeby krem był bardziej stężony i miał konsystencję masełka.



Mój przepis na krem do pękających pięt:
Faza olejowa:
9g lanoliny
6g wosku pszczelego (ja mam biały)
10,5g masła shea
4g maceratu z marchewki
4g maceratu z nagietka
Faza wodna:
3g d-pantenolu
3,5g mocznika
10ml wody
Dodatki:
12-15 kropli DHA-BA

Wykonanie jest banalne i tradycyjne: fazę olejową odmierzamy do mniejszej zlewki (szklanki) i rozpuszczamy składniki poprzez wstawienie jej do garnuszka z ciepłą wodą. W tym czasie do większej zlewki (szklanki) wlewamy składniki fazy wodnej do większej zlewki. Rozpuszczone składniki z fazy olejowej wlewamy do fazy wodnej i mieszamy mieszadełkiem (bagietka w sumie wystarczy, ale będzie to trwało dłużej). Wyjdzie nam taki żółtawy glutek, tłustawy w dotyku, bez wyraźnego zapachu. Do tego glutka dodajemy konserwantu, można też dodać olejek eteryczny.

Efekty? Przede wszystkim mama przestała się skarżyć na pękające pięty. A miała naprawdę głębokie pęknięcia, niektóre nawet krwawiły, nie mogła chodzić... Teraz wręcz śmiga ;)
Wydajność jest niezła: przy codziennym stosowaniu wystarczył na ponad dwa miesiące.
Poza tym mama zaczęła mi robić reklamę wśród znajomych, dziś zostałam przestawiona słowami: "to moja córka, robi naprawdę fajny krem do stóp". Zastanowię się nad rozdawaniem autografów ;)

Krem drugi: na podstawie przepisu na krem z mocznikiem 15% i kwasem mlekowym 5%, do pięt rogowaciejących.
Skoro zrobiłam krem mamie, dlaczego mam zapominać o swoich stopach? Moje stopy są... twarde. I szorstkie. Mogłabym, wzorem pana Cejrowskiego, wędrować boso, tak twarde miewam podeszwy stóp. Ale że zamarzyłam sobie mieć mięciutkie stópki, skusiłam się na ten krem, według niezmienionego przepisu.



Wykonanie takie samo, jak przy poprzednim kremie, z tym że tutaj kremik jest białawy i ma zbliżoną konsystencję, choć jest mniej zwarty ;)

Efekty? Widać, że krem działa. Bardzo mocno złuszcza skórę na piętach. Kremy, które dotychczas stosowałam nie radziły sobie z tym, że moje pięty potrafią rogowacieć w bardzo szybkim tempie. Niekiedy już po jednym dniu (kiedy miałam dużo chodzenia albo byłam w nowych butach) robiła mi się pokaźna skorupka, której żaden krem nie mógł ruszyć. Ten mógł :)
Jeśli się zapomniałam (albo w ramach eksperymentu odstawiałam go na jakieś dwa tygodnie), skorupka na pietach była skutecznie złuszczana. Jeśli stosuję go raz lub dwa razy dziennie, mam pięty mięciutkie i milutkie jak pupcia niemowlęcia przez cały czas. Uwielbiam go :)
Ma podobną wydajność jak krem pierwszy i pachnie trochę szałwią :)

Kremy pomieszkują sobie w pokojach właścicielek, czasem zostają na noc w łazience. Są odpowiednio zakonserwowane, więc nic się z nimi złego nie dzieje. Zaskoczyła mnie ich konsystencja i wydajność, jestem zadowolona z obu tych kremów. Jeśli ktoś z Was ma podobne problemy: pękające bądź szybko rogowaciejące pięty, na które nie pomagają żadne drogeryjne czy apteczne smarowidła, to polecam wypróbowanie kremów z przepisów ZSK. Ja już chyba do drogeryjnych nie wrócę ;)

A jak Wy sobie radzicie ze swoimi stopami? Też macie tak problematyczną skórę czy może nie zwracacie na nią uwagi, bo problemów nie sprawia? ;)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Co wzięłam ze sobą na "wyprawę" na drugi koniec Polski? :)

Już taki urok mojego związku, że jak jest możliwość, żeby się spotkać i ze sobą pobyć, to najpierw trzeba się zapakować do pociągu i jechać... i jechać... i jechać... A żeby jechać wygodnie wskazanym jest ograniczenie bagażu do minimum, co tyczy się również kosmetyczki :)

Oto jest efekt ograniczania zawartości mojej kosmetyczki :)

1. Mydło Alepp z 5% oleju laurowego - odkąd je kupiłam nie używam niczego innego do mycia twarzy. Na początku nieco wysuszało, ale po jakimś czasie skóra się przyzwyczaiła. Mam je naprawdę długo (co widać choćby po tym, jak sfatygowany jest kartonik, w którym mieszka sobie mydełko), a zostało mi jeszcze pół kostki. Jak je skończę, planuję kupić mydełko z glinką Beloun :)

2. Mój tonik 3w1 do skóry głowy - ciągle modyfikuję recepturę, ale zawsze jestem z niego zadowolona :)
W obecnej postaci nieco skleja włosy, więc następnym razem będę bardziej pilnować konsystencji.

3. Perfumy C-THRU - uwielbiam ten zapach ^^ Prezent od mojego chłopaka :)

4. Tonik przeciwzaskórnikowy by Lorri - podoba mi się, jak działa na moją skórę. Może w końcu mój nos przestanie przypominać truskawkę...

5. Fenistil maść - uwierzycie, że u mnie wciąż grasują komary? Dwa chyba nawet przywiozłam ze sobą... Fenistil bardzo dobrze koi swędzenie, zaczerwienienie i opuchliznę spowodowaną ugryzieniami tych małych latających potworów.

6. Antyperspirant Adidas - dorwałam na promocji w Rossmannie i jestem zadowolona. Pachnie trochę "po męsku", ale mnie się podoba :)

7. Krem na rogowaciejące stopy z mocznikiem i kwasem mlekowym - krem, który pachnie szałwią :) Znakomicie sprawdza się na moich szorstkich, twardych piętach. Przy codziennym stosowaniu gwarantuje mi prawie tydzień pięt gładkich jak pupa niemowlaka ;)

8. Maść Benzacne, 5% - maść na trądzik, na moją skórę działa bardzo dobrze, wszystko ładnie wysusza. Obecnie stosuję naprawdę rzadko, jedynie gdy pojawi się naprawdę wielki prychol. Z resztą rozprawia się tonik :)

9. Miniaturka odżywki Gliss Kur Hair Repair z Rossmanna - przepięknie pachnie, morelowo albo brzoskwiniowo, skład też ma dobry - dużo olejów, lekki silikon. Mnie wystarczyła na 5 użyć :)

10. Drewniany grzebień z The Body Shop - jest drewniany, ma szeroko rozstawione ząbki i nie odkształca się podczas rozczesywania mokrych włosów. Jestem z niego zadowolona :)

Towarzyszyła mi jeszcze ta buteleczka:

Szampon Wardi Shan z glinką Beloun na różne schorzenia skóry głowy. I tak naprawdę nie wiem jeszcze, co o nim sądzić. Użyłam go dopiero kilka razy, wiem na pewno że nie podrażnia skóry i ładnie pachnie. Czuć, że włosy są umyte, a skóra głowy jest oczyszczona. Dopiero niedawno wpadłam na pomysł, że mogę umyć nim skórę głowy używając go jako maseczkę. Wymaga to może więcej czasu, ale efekty są tego warte :)

Przy okazji chciałam podziękować moim 200 obserwatorom za ponad 45 tysięcy wyświetleń :)
Obiecuję, że jutro nadrobię zaległości mailowe, dzisiaj nie mam już siły. Pozdrawiam Was wszystkich ciepło :)