poniedziałek, 16 grudnia 2013

Eksperyment: Tulsi na skórę głowy

Od dawna ciekawiły mnie indyjskie specyfiki. Słodko pachnące oleje o tajemniczych nazwach, z równie tajemniczych ziół o cudownych właściwościach. Sproszkowane zioła jako szampony i maski do włosów, które zwiększają objętość włosów, stymulują je do szybszego wzrostu bądź nawet potrafią rozprawić się z łupieżem i innymi skórnymi problemami. Nie trudno się domyślić, że właśnie tymi ostatnimi ziołami zainteresowałam się najbardziej. Kiedy więc okazało się, że zdarza mi się mijać przybytek, w którym mogę o ziołach podyskutować i kupić je bez kosztów wysyłki - wyruszyłam natychmiast na zwiad ;)
Wyruszyłam z chęcią kupienia sproszkowanego zioła Neem, czyli miodli indyjskiej. Wróciłam z Tulsi, bazylią azjatycką.

Pierwsze użycie to oczywiście próba alergiczna - bardzo roztropnie nałożyłam Tulsi na skórę głowy i odczekałam 5 minut, po czym zmyłam. Oczywiście wiem, że próba alergiczna w przypadku gdy chcę Tulsi na głowie trzymać przynajmniej godzinę trwała dużo za krótko, ale zrobiłam zbyt rzadką papkę i spłynęła mi na kark, więc zrezygnowałam z dalszego eksperymentu :P

Za drugim razem zmieszałam ziele Tulsi z maską do włosów na bazie kefiru Lactimilk i zostawiłam na skórze głowy na pół godziny. I tutaj już widziałam efekty: skóra głowy była czysta. Przez najwspanialsze dwa dni na skórze głowy nie znalazłam ani jednej łuski. Włosy też wydały mi się jakieś grubsze...
Dodam tutaj uwagę, że mimo tego że na opakowaniu znajduje się informacja o braku konieczności mycia włosów po zmyciu (dokładnym!) Tulsi, ja dla pewności myłam je raz, najczęściej neutralnym szamponem Natura Siberica.

Trzeci i każdy kolejny przebiegał już prawie tak, jak zaleca producent na opakowaniu - proszek rozpuszczam w wodzie do uzyskania konsystencji podobnej do... jogurtu? Następnie wcieram papkę w skórę głowy, a to co zostanie jeszcze odrobinę rozcieńczam z wodą i nakładam na włosy. Ważne jest, żeby dobrze rozmieszać proszek z wodą. Zawijam włosy na czubku głowy i mocuję je spinką. Po godzinie, jeszcze zanim spłuczę maź z włosów i skóry głowy, funduję sobie delikatny masaż w celu pobudzenia włosia do rośnięcia a łuski do emigracji. Wszystkiemu towarzyszy bardzo przyjemny, bazyliowy zapach, który utrzymuje się na skórze głowy dość długo, nawet do dwóch myć.

Efekty są podobne jak podczas drugiego podejścia: czysta skóra głowy przez dwa dni, czasem dłużej. Jednak jeśli już zmiany się pojawiają, są dużo słabsze i łatwiej je usunąć. Swędzenia oczywiście też brak. Utwierdzam się za to w przekonaniu, że włosy zrobiły się grubsze, choć nie mierzyłam obwodu kucyka ani przed, ani po użyciu. Po prostu zauważyłam, że nagle moja rozciągnięta gumka jednak dobrze trzyma kucyk. Dobrze to chyba widać przy okazji grudniowej aktualizacji włosowej - KLIK
Tulsi nie barwi włosów ani skóry, jednak bardzo dobrze utrwala się na skórkach przy paznokciach, więc radzę uważać.
Znacie Tulsi?
A może stosujecie regularnie jakieś inne zioła albo olejki indyjskie?
Które polecacie do wypróbowania? :)

21 komentarzy:

  1. Polecam Shikakai, miałam takie wrażenia jak Ty po tulsi.

    Shikakai to mielone (bądź nie) strączki rośliny, więc są dość ostre w przeciwieństwie do ziół, w których wykorzystuje się liście. Stąd też lepszy masaż skóry głowy, można zaliczyć konkretniejszy peeling ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja nie używałam nigdy żadnych ziółek oprócz pokrzywy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tymi ajurwedyjskimi cudami to zalecam uważać, bo zdarza sie, wcale nierzadko, że są "cudownie" zanieczyszczone metalami cieżkimi ponad dopuszczalne normy, szczególnie jeśli są to specyfiki na ich, indyjski, wewnętrzny rynek i sprowadzane nieco pokątnie przez jakiegoś nieświadomego pasjonata. Nie chce straszyć, bo używanie na skóre to nie to samo co spożywanie, ale mimo wszystko lepiej mieć na uwadze, ze do unijnych standardów nawet takim naskórym proszkom daleko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, nie wiedziałam :)
      Będę pamiętać, dzięki :)

      Usuń
    2. Zawsze można kupić wersje spożywcze, też da się je w Pl znaleźć. Shikakai i Amla jest na pewno.
      Można też wykorzystać mielone w młynku do kawy polskie zioła, przez wiele miesięcy tak robiłam i byłam bardzo zadowolona. Najlepiej sprawdzał się u mnie łopian.

      Usuń
    3. Sęk w tym, ze spożywczych ten problem też dotyczy. Właściwie to one są głównie badane pod kątem zanieczyszczenia metalami ciezkim, bo spożywanie jest groźniejsze niż nakładanie na skóre.

      Usuń
    4. Skoro sa badane, to chyba wszystko w porządku? Jakoś wątpię, żeby były badane i nie przechodziły testów, a następnie i tak były sprzedawane jako żywność. ;)

      Usuń
    5. Są badane już po tym jak sa dostępne, i wychodzi na to, ze nie jest za dobrze. Np.
      http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2771230/
      "In 2001, 50% of 38 Asian herbal remedies purchased in the US and >80% of 16 purchased in Southeast Asia and China were identified to have excess lead. In 2003 and 2005, one in five Ayurvedic herbal supplements purchased in Boston or over the Internet had excess heavy metal content. Third-party evaluations of several other herbal supplements sold throughout the US have also revealed the presence of high lead content".

      Usuń
  4. A to ciekawe!:D Czasem mnie korci żeby coś wypróbować, ale boję się tak ryzykować, bo codziennie gdzieś wychodze do ludzi i mogłoby być kiepsko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe ziele, mam nadzieje, ze kiedys uda mi sie sprobowac dzialania na moim skalpie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz widzę tego typu specyfik.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam o Tulsi, inne indyjskie ziółka przewijały się przez blogi, ale to akurat nie;) mam Kapoor Kachli i Amlę, ale jeszcze ich nie rozrabiałam, wolę gotowce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam w domu Kalpi Tone, Brahmi, Maka oraz maseczkę do twarzy Skin Tone Up. Uwielbiam dokładać zioła do gęstej maski, wtedy duzo łatwiej zmyć wczesniej kładę też olej,ostatnio także zmywam szamponem. Co do maseczki jest bardzo fajna zawiera glinkę i zioła.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja z pewnością nie polecam shikakai... robiłam kilka podejść niestety strasznie obciąża mimo,że ja nie mam do tego tendencji. ale te zioła hesha lubie:) mam maseczkę do twarzy różaną-do włosów też jest super:)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja mam takie pytanko, myślisz, że taka maska nadawałaby się na skórę głowy przy ŁZS?
    Słyszałam o niej świetne opinie, m.in. duża ilość baby hair.
    Co o tym sądzisz?
    http://dezemka.blogspot.com/2013/12/przepisy-babci-agafii-maska-do-wosow.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skład nie wygląda źle; maska raczej nie powinna pogorszyć stanu skóry. Nie miałam jeszcze kosmetyków z drożdżami ani z wyciągiem z drożdży, ale myślę, że nie zrobią krzywdy ;)

      Usuń
    2. Ja myślę, że jednak mogą zrobić krzywdę, bo łupież przy łzs jest związany z drożdżakami. Nie bez powodu w diecie osoby która ma łzs nie powinny znaleźć się drożdże i inne grzyby. Polecam poczytać o tym trochę. :)

      Usuń
  11. Tulsi to proszek z Ocimum sanctum, czyli bazylii świętej/azjatyckiej. Jeżeli macie ogródek, to z powodzeniem można ją uprawiać w gruncie. Nasiona można dostać w niektórych sklepach ogrodniczych lub przez internet. Sama robiłam sobie płukanki z własnego zielska, a wcześniej używałam tulsi w proszku. Wydaje mi się, że jest to niezłe ziółko, choć oczywiście nie ma co oczekiwać cudownego wyleczenia. Mi się zawsze podobał zapach tej bazylii oraz to, że łagodzi stany zapalne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tulsi nie miałam, ale za to kapoor kachli, który się nie sprawdził. Sproszkowanej heenary używam do własnej roboty oleju :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak stosować olej Salicylol? ;)
    Ile razy w tygodniu, ile czasu trzymać, czym nakładać i kiedy go stosować? ;)
    Czy jest lepszy od Babydream?

    OdpowiedzUsuń
  14. hej wypadaja mi strasznie wlosy jestem zrozpaczona czy Seboradin Niger to dobry pomysl? mam zamiar sprobowac jeszcze olejku rycynowego i plukanki z pokrzywy i skrzypu mozesz jeszcze mi cos polecic?

    OdpowiedzUsuń