niedziela, 1 kwietnia 2012

Jak NIE wybierać się do dermatologa :)

Za oknami powoli rozpuszcza się śnieg, a ja posmarowałam skórę głowy oliwką i "rozpuszczam" swój naskórek ;)
Dziś trochę refleksyjnie, wspomnieniowo... :)
Uwaga: będzie długo :)

Kiedy z dziecka zaczęłam przeistaczać się w nastolatkę, moja skóra przeżyła bunt. Bunt, początkowo wydawać by się mogło, typowy, był trądzik, były przetłuszczające się błyskawicznie włosy i były reakcje alergiczne na niemal wszystko. A potem jeszcze łupież.
Po jakimś czasie udało się poskromić niemal wszystko - poza łupieżem. Myłam włosy prawie wszystkim - od żeli do higieny intymnej po typowo apteczne specyfiki. Mama oglądała skórę głowy i tłumaczyła, że to wygląda jakbym nie spłukiwała dokładnie szamponu. Ponieważ dłuższe spłukiwanie nie przynosiło żadnych rezultatów, trzeba było pomyśleć o wsparciu lekarza.

I o lekarzach będzie ten wpis :)

Odwiedziłam lekarzy zarówno przyjmujących prywatnie, jak i z NFZ-u, tych blisko domu i tych z Wielkiego Miasta.
Na pierwszy ogień poszedł gabinet pani dermatolog, przyjmowała prywatnie. Blisko domu, kobieta bardzo przyjemna, też alergiczka. Opowiadała mi o rekrutacji na studia, o swojej alergii na meszki, o alergii swojego syna... Generalnie gadatliwa, sympatyczna kobitka. Przy pierwszej wizycie przebadała mnie kompleksowo - gmerała we włosach ("ale gdzie te krostki, bo ja mam z rana taką twardą skórę i nie czuję..."), zajrzała do ucha, popatrzyła w oczy i mruknęła coś o jakiejś "drapieżnicy". Do tej pory nie wiem, czy chodziło o działalność moich paznokci czy faktycznie we włosach grasował jakiś drapieżnik ;)
Pani przepisywała mi robione w aptece płukanki, szampon z mydlnicy lekarskiej i sterydy. Oczywiście o tym, że to sterydy ani słowa :)
Po długiej terapii i wielu przegadanych godzinach, pani przekierowała mnie do innej przychodni i alergologa, bo "może to jednak alergiczne jest..."

Do dermatologa pojechałam do Dużego Miasta, razem z mamą, bo jeszcze byłam niepełnoletnia. Przyjęła nas bardzo nieprzyjemna starsza pani. W trakcie wywiadu, mama zrezygnowana powiedziała, że próbowałyśmy już wszystkie apteczne szampony i nic nie pomaga.
Tu pani pokazała rogi, zaczęła na nas krzyczeć, że to niemożliwe! Na pewno jeszcze czegoś nie używałam!
Wywiad wyglądał jak przesłuchanie:
- A tego próbowała?
- Tak, nie pomogło.
- A tamtego?
- Też, i dalej nic.
- A owego?
- Tak, i...
- A śmakiego?
- Nie pamiętam...
- No! Na pewno nie używała!
Wypisała receptę, poszłyśmy do apteki. Kiedy pani farmaceutka pokazała mi opakowanie szamponu dziwnym trafem wydał mi się znajomy. Do tego standardowo sterydy. Receptę podarłam.

Krzykliwa pani dermatolog wspominała o tym, że skoro swędzi, to może to "alergiczne jakieś", zawitałam więc do alergologa. Po seriach testów, okazało się, że owszem, alergiczką jestem, ale niczego to nie zmienia. Ot, poprawia się, pogarsza, ale nikt nie wie, dlaczego.

No to z powrotem do dermatologa, znów w Dużym Mieście. Tym razem sama. Przyjęła mnie jeszcze bardziej starsza pani, więc mówię jej, w czym problem. Pogmerała we włosach, popatrzyła badawczo w oczy i orzekła:
- Pani to chyba coś oszukuje...
Tutaj muszę wspomnieć, w jakim stanie zwykle udawałam się do dermatologa: przetłuszczone włosy, podrapana skóra głowy i łupież. Do tego w tym czasie naprawdę prześladował mnie zapaszek. Nie wierzę, by przy pochyleniu się nad moją głową nie było go czuć.
Do tej pory żałuję, że nie zwróciłam kobiecinie uwagi i nie trzasnęłam za sobą drzwiami...


 

Po tylu wizytach nabrałam przekonania, że cierpię na jakieś straszliwe choróbsko i nie da rady mnie odratować. Zamknęłam się w sobie. Znienawidziłam włosie i siebie. Bałam się wyjść z domu, bo a nuż znów coś sobie zrobię i mi się pogorszy.
Przeszukiwałam internet, w końcu znalazłam forum, na którym ktoś opisywał podobne problemy i odpowiedziano mu, że to ŁZS. 

Mając jakiś tam punkt zaczepienia, poszłam do ostatniego lekarza.
Przywitałam się i orzekłam "Mam problem z głową" i zaczęłam się żalić. Że męczę się z tym około osiem lat, że tyle-a-tyle szamponów zużyłam i nic... Aż tu nagle pan doktor triumfalnie oznajmił: "A ja wiem co pani jest!". Zapytał, czy mam w rodzinie przypadek łuszczycy, a po odmownej odpowiedzi wydał diagnozę - ŁZS!
[Dla ciekawskich: przeczytałam gdzieś, że łuszczyca od ŁZS różni się w sumie tylko tym, że łuska w ŁZS jest bardziej tłusta, a przy łuszczycy miejsce zmian może się przemieszczać. Niestety, nie mam nic na potwierdzenie.]
Przepisał szampon, powiedział o oliwce, zapowiedział, że drapać się nie wolno, że czasem szampony trzeba zmieniać i przepisał sterydy. Uprzedzając przy tym, co to jest i jak to stosować. Przy kolejnych wizytach dodał emulsję przeciwłupieżową, która ma za zadanie skórę głowy oczyścić, a także poinformował, że od czasu do czasu w tym samym celu można zastosować szampon przeciwłupieżowy, ale nie za często.

Do tej pory uważam, że facet prawie uratował mi życie. 30. maja minie rok odkąd mam oficjalną diagnozę :)

12 komentarzy:

  1. Kurczę - to straszne, jak ciężko trafić na dobrego lekarza... I to każdej specjalności :/

    Grunt, że się dobrze skończyło i wiesz na czym stoisz i jaką prowadzić pielęgnację.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój chłopak jeszcze długo po tym śmiał się, że nie zna nikogo, kto by się tak cieszył, że cierpi na chorobę przewlekłą ;)
      A ja z gabinetu pana dermatologa wyszłam z tak promiennym uśmiechem, że mogłam udawać latarnię :P

      Ale faktycznie - jeśli sprawa jest pilniejsza, takie tracenie czasu po różnych "szpecjalistach" to koszmar.

      Usuń
  2. lepiej żeby tego wpisu żadna wojująca feministka nie przeczytała, bo wychodzi na to, że jednak faceci są lepszymi lekarzami;)

    a tak całkiem serio, to w grudniu podrażnił mnie pewien szampon tak skutecznie, że do teraz walczę ze swoją skórą głowy... na dzień dzisiejszy jestem po dwóch myciach włosów glinką rhassoul i jestem zachwycona - mnie nie podrażnia, a włosy mam po tym tak cudowne, że nie mogę się nadziwić:) wydaje mi się też, że skóra głowy w końcu zaczęła się goić:):) w internecie widziałam też opinie osób, którym ta metoda nie przypadła do gustu, ale ja osobiście bardzo polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy szukałam informacji o ŁZS, dowiedziałam się, że to choroba dotykająca najczęściej mężczyzn... Podejrzewam, że wojujące feministki już się interesują moim włosowym równouprawnieniem ;)

      Nie próbowałam jeszcze tej glinki, ale cieszę się, że Ci pomaga :) Ostatnio bardzo często spotykam zachwyty na temat działania różnych glinek, więc podejrzewam, że kiedyś się skuszę :)

      Usuń
  3. wspolczuje, ale dobrze ze chociaz wiesz co Ci jest, ja kilka lat(kolo 2,5) meczylam sie tez ze skora glowy :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze, przed każdą wizytą u lekarza, proszę wejść na strone, dobry lekarz i zobaczyć jaką ma opinie::)) Po drugie, pacjenci bardzo często przychodzą do lekarza po recepty, a nie po diagnoze choroby, najczęściej wiedzą co im jest, uprzedzając lekarza, że przewertowali cały internet w poszukiwaniu swojej choroby. Bardzo mnie zdziwiło, że nikt nie wysłał Panią do endokrynologa, to w pierwszej kolejności robi się by potwierdzić ŁZS. Nie trzeba brać sterydów, stąd moje drugie zdziwienie, że wszyscy lekarze bez zastanowienia przepisywali sterydy, pytanie jeszcze w jakich dawkach... Z tego co widziałam, to stosuje Pani oleje na głowę, przy tej chorobie jest to zabronione, ponieważ drożdżaki maja z nich ogromną pożywkę, niestety przy kuracji trzeba nieco przesuszyć skórę głowy. Radziłabym jeszcze ograniczyć spożycie cukrów prostych, imn mniej słodyczy w naszym organiźmie, tym mniej niespodzianek skórnych :-) ŁZS nie dotyka większości mężczyzn, kobiety są bardziej narażone na zarażenie podczas wizyty u fryzjera :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze - mojego miasta niestety nie ma tej stronie.
      Po drugie - szukałam lekarza, który by wiedział, co mi jest. A że ten, który wiedział potwierdził moje podejrzenia - cóż, czasem zdarza mi się mieć rację.

      Nie wiem, dlaczego niby oleje miałyby być zabronione, skoro olej rycynowy wysusza skórę. I nie zauważyłam zaostrzenia się objawów choroby po nałożeniu oliwki, wręcz przeciwnie.

      I jeszcze jedno - w życiu byłam u fryzjera może z 10 razy, włosy podcina mi mama. Moja babcia namiętnie korzystała z moich przyborów do włosów a nawet ręczników - na nią się choroba nie przeniosła, u mnie się zaostrzyło.

      Usuń
  5. Skoro pisałaś, że byłaś u wielu specjalistów, nawet w "dużych miastach", to chyba znalazłabyś informacje na ich temat:)) Oleje składają się z kwasów tłuszczowych, którymi żywią się właśnie drożdżaki, nie widzisz pogorszenia, ale i nie widać zdrowej skóry głowy :)) Używanie nie swoich ręczników jest mało higieniczne, babcia może być nosicielem tych grzybów, nie musi sama chorować, wystarczy, że ktoś z domowników użyje tych samych przyborów i jest wysokie ryzyko zachorowania. Polecam czytać nie tylko informacje w internecie, ale i czasami zajrzeć do książki, jest wiele poradników medycznych o ŁZS:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje "wielkie miasto" i tak jest zbyt małe, by komuś chciało się o nim pisać w internecie ;)

      Oleje stosuję, żeby oczyścić skórę i złuszczyć naskórek. Spotkałam się kilkukrotnie z opinią, że natłuszczenie skóry głowy daje ulgę, nie ma uczucia swędzenia. A ja swędzenia nie lubię. Pisałam już, że oleje mają za zadanie oczyścić gruczoły łojowe i podsuszyć skórę. Owszem, drożdżaki lubią tłuszcze, oleje to tłuszcze, ale wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku wychodzę na korzyść - skóra głowy mniej się przetłuszcza i nie ma łusek. Jeśli znajdę preparat, który zapewni mi coś więcej, a wciąż takiego szukam, pewnie oliwkę odstawię.

      Inna rzecz - wysuszanie skóry głowy, jak wcześniej radziłaś, prowadzi do tego, że gruczoły łojowe wydzielają łoju więcej niż zazwyczaj. I do tego skóra swędzi, jest podrażniona, a jak jest więcej łoju, mam więcej łusek. Może i to prowadzi do wyleczenia, ale musiałabym sobie chyba ręce przywiązać do kaloryfera, żeby nie wydrapać sobie reszty skóry :)

      Nie jestem osobą, która naczytała się w internecie "mądrości" i chce je na siłę "sprzedać" innym. Staram się podchodzić do wszystkiego zdroworozsądkowo, zanim coś wypróbuję, szukam informacji na ten temat i nie zawsze ograniczam się do przeszukania zasobów internetu :)

      Usuń
  6. Przykra sprawa z tymi lekarzami. Ja mam do lekarzy i wielkie szczęście i ogromnego pecha, trafiłam na kilku, którzy zielonego pojęcia nie mieli, o czym mówili i na takich, którzy mieli niesamowitą wiedzę i niesamowite podejście. Wiedza co prawda u mnie wygrywa z podejściem (wolę fachowca od lekarza miłego), ale lekarz nie od tego jest, żeby mi kazania prawić dotyczące tego co powinnam a czego nie powinnam do tej pory robić i w ogóle na mnie krzyczeć (a takie przypadki też miałam, przy czym lekarz okazał się nie mieć racji wrrr) a od tego żeby jednak pomóc. Ważne że u Ciebie wszystko się dobrze skończyło. No, przynajmniej diagnoza jest ;) Swoją drogą, niezłego mi zadałaś klina, co prawda łuszczącej się skóry głowy ani łupieżu nie miałam, ale krostki mi się robią, bardzo często głowa swędzi a i przetłuszcza się niemiłosiernie - może też warto by sprawdzić czy to coś do zdiagnozowania nie jest. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, czy tobie przy tej chorobie towarzyszy bądź towarzyszyło wypadanie włosów? WYbrałam się do dermatologa jakieś 4 lata temu (15 lat) z bardzo wypadającymi włosami, wręcz nazwałabym to łysieniem. Pani coś tam pod nosem wspomniała o łojotoku i że to pewnie stres nauką itp. teraz skończyłam już szkołę nie mam czym się stresować a włosy przez te całe 4 lata wypadały i wypadają nadal. Mam jakieś krostki na głowie i przerzedzone, cieniutkie włosy. Są tłuste tylko na górze a na dole suche. Zastanawiam się czy przyczyną wypadania nie jest właśnie ŁZS.. już nie wiem co robić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, radziłabym jeszcze raz wybrać się do dermatologa, tym razem jakiegoś innego, bo być może to właśnie ŁZS. Mnie udało się opanować wypadanie suplementami z cynkiem, może Tobie też pomogą. Ale przede wszystkim wybierz się do dermatologa.
      Nie łam się, będzie dobrze ;)

      Usuń