środa, 4 kwietnia 2012

Zrobiłam sobie krem :)

Dziś rano otrzymałam tajemniczego smsa...

Postanowiłam więc warować pod drzwiami do mej fortecy, tym bardziej, że domofon nie działa, a że pada śnieg (!), nie uśmiecha mi się lecieć na pocztę. Aż tu nagle dzwoni do mnie rodzicielka z informacją, że ma dla mnie paczuszkę - ot, pan listonosz, dobry człek, pofatygował się do niej :)

Kiedy w końcu przejęłam i otworzyłam paczuszkę, ukazał mi się obraz:

Wyciągnęłam zeń:
  • zestaw do stworzenia kremu z kwasem migdałowym wraz z akcesoriami (mieszadełko, zlewki i bagietka),
  • konserwant DHA-BA
  • łyżeczki 5 i 2,5 ml, 2 i 1 ml oraz 0,15 ml
  • a także prezent: białą glinkę (ktoś wie, czy jest dobra na włosy?)
Mieszadełko natychmiast zostało pozbawione sprężynki:

Przystąpiłam do zadania :)

Założyłam rękawiczki i przy pomocy wody utlenionej (nie miałam nic innego, a bardzo chciałam już wypróbować mój nowy krem) zdezynfekowałam zlewki, bagietkę, mieszadełko i oczywiście rękawiczki :)

Składniki fazy olejowej (emulgator MGS, monostearynian glicerolu, alkohol cetylowy i macerat z zielonej herbaty - pięknie pachnie!) umieściłam w zlewce 50 ml i wstawiłam do garnka z ciepłą wodą aż się wszystko rozpuściło. Tak samo z fazą wodną (kwas migdałowy, glukonolakton, mleczan sodu, kwas hialuronowy i hydrolat różany - też wąchałam :P). Kiedy już wszystko się rozpuściło i wyklarowało, wyciągnęłam i chciałam uregulować pH, jak w przepisie. Niestety - niespodzianka. Przepaliła się żarówka w kuchni! Zanim wymieniłam, moja faza olejowa nieco już zgęstniała...

Wstawiłam więc znów fazę olejową do garczka, a zajęłam się regulowaniem pH za pomocą wodorowęglanu sodu. Powinno być równe 4 - zdziwiłam się, bo wystarczyła dosłownie garstka [napomniana przez Pana Stałego Czytacza dodaję: niecała łyżeczka 0,15 ml, a w zestawie było 5 g tegoż] tego białego proszku.
Moja faza olejowa już się rozpuściła, przelałam ją więc do większej zlewki, do fazy wodnej i włączyłam mieszadełko. Mieszałam, mieszałam, mieszałam i mieszałam, do momentu, aż mogłam zostawiać smugi w kremie. Potem dodatek konserwantu (jak taka ilość ma mi się zużyć przez dwa-trzy tygodnie?!) i jeszcze chwilkę mieszania, coby się wymieszało dokładnie.

Dokładny przepis znajduje się tutaj.

Następnie przeniosłam wymieszany kremik do pojemniczka z zestawu... a potem jeszcze do jednego słoiczka i wstawiłam do lodówki. Wykonałam też próbę alergiczną na nadgarstku. Wspominałam już, że kremik pięknie pachnie? Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie, że będzie pachniał migdałami - a jest piękny, delikatny, różany zapach. Trochę długo się wchłania, pozostawia też po sobie delikatny, tłusty film, ale skoro ma być na noc, jestem skłonna mu to wybaczyć :)

Muszę się przyznać, że bardzo mi się podobał cały ten "proces twórczy", bardzo lubię takie "babranie się" w różnych odczynnikach, a jeśli przy tym pachną i nadają się do używania, a nie tylko do oznaczania zawartości czegośtam w jakiśtamach - cytując klasyka - ja chcę jeszcze raz! ;)

8 komentarzy:

  1. Jestem z Ciebie bardzo dumna :D Mam nadzieję, że będziesz zadowolona.

    A co do białej glinki, to słyszałam, że można w formie maseczek z czymś tam wymieszać na skórze głowy, ogranicza przetłuszczanie, ale poczytaj jeszcze o tym, bo ja tego nie robiłam i nie chcę Ci źle doradzić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Posmarowałam się nim na noc i obudziłam się bez podrażnień i zaczerwienienia :)

      A o glince jeszcze poczytam :)

      Jeszcze raz dzięki :)

      Usuń
    2. No to jeszcze TAGa dorzucam :)
      http://naturalnapielegnacja.blogspot.com/2012/04/tag-jestes-piekna.html

      Usuń
  2. No to czekam na opis efektu po jego stosowaniu, bo od dawna mnie ten krem kusi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie jestem w fazie "o rany, zrobiłam krem, o jaaa... ależ on pachnie" i latanie do lustra co godzinę, bo może jednak coś się zmieniło, a ja nie zauważyłam ;)

      Ale jak tylko zacznę myśleć racjonalnie i zauważę efekty, chętnie o tym napiszę :)

      Usuń